– Nie chcę! Nie pójdę do przedszkola! Chcę zostać z tobą. Czemu nie mogę? Nie kochasz mnie! – łzy kaskadą spływają po buzi malucha, a ty czujesz, że za chwilę pęknie ci serce...
– Potem w tę modlitwę włączałem kolejno wszystkie dzieci. Ale dopiero trzy lata temu ktoś opowiedział nam o Różańcu rodziców za dzieci. Razem z innymi rodzicami stworzyliśmy różę i zaczęliśmy się modlić. W tym czasie syn chodził do przedszkola. Jest bystrym i żywiołowym chłopcem, wiecznie psocił, więc były na niego skargi. Pewnego dnia wychowawczyni mówi do żony, że coś niezwykłego stało się z naszym dzieckiem. Od dwóch tygodni jest grzeczniejsze, bardziej posłuszne i nie ma z nim żadnych problemów. Pytała, jakie metody wychowawcze zastosowaliśmy. Aneta na to, że nic nowego nie wprowadzaliśmy. Dopiero w domu zorientowaliśmy się, że akurat dwa tygodnie wcześniej rozpoczęliśmy Różaniec rodziców...
Raczkując na adoracji
– Dla mnie wymiernym efektem naszej modlitwy za dzieci jest między innymi zwiększenie ich odporności fizycznej – dodaje Aneta. – Wcześniej żaden sezon zimowy nie mógł obejść się bez antybiotyków, zastrzyków, szpitala. Teraz najwyżej katarek i to wszystko. Jednym z większych cudów, jakiego doświadczyliśmy od Boga, jest uzdrowienie oka jednej z naszych córeczek – opowiada. – Kiedy Emilka miała kilka tygodni, lekarka zauważyła, że kanalik łzowy jest zatkany. Początkowo mieliśmy nadzieję, że lekami i masażem uda się go udrożnić. Ale mijał czas, a oczko coraz bardziej ropiało i łzawiło. Wydawało się, że zabieg, pod pełną narkozą, jest nieunikniony. Niby nic poważnego, ale ja panicznie się tego bałam. Modliłam się i miałam nadzieję, że Pan sprawi, że zabieg nie będzie potrzebny. W pewien czwartek mieliśmy stawić się na oddziale. Kilka dni wcześniej uczestniczyliśmy w adoracji, po której kapłan udzielał indywidualnego błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Emilka, która miała kilka miesięcy i raczkowała po posadzce, na ten jeden moment zatrzymała się i spojrzała prosto na monstrancję. To było niezwykłe u takiego maleństwa. W ciągu kilku godzin po modlitwie wydawało mi się, że jest poprawa. Ale nikomu o tym nie mówiłam. W środę pojechaliśmy do pani doktor i okazało się, że zabieg nie jest już potrzebny...
Ola Scelina ze wzruszeniem opowiada, jak modlitwa słowem Bożym uzdrowiła ich synka. – Józio jest dzieckiem niepełnosprawnym, z zespołem Downa. Późno zaczął chodzić, mało mówi. W dniu jego narodzin usłyszałam w sercu wyraźne słowa: „Dziękuj za niego”. Dziękczynienie sprawiło, że zamiast żalu i buntu doświadczyłam ogromnej radości i pewności, że Bóg dał mi życie Józia i nie pomylił się. Kiedyś, poruszona świadectwem Witka Wilka, który razem z żoną modlił się o słuch dla ich synka słowami „Effata”, zaczęłam tak właśnie się modlić: „Panie, Effata. Otwórz umysł Józia, jego oczy, uszy, usta...”. Poprosiliśmy z mężem księdza na rekolekcjach, by modlił się razem z nami. Ksiądz nałożył ręce na Józia. Nasz synek stał, taki mały z pochyloną główką, słuchając naszej modlitwy. Następnego dnia, gdy się obudził, zaczął wymawiać słowo: „Mamusia”. Mówił to wiele razy. Powtarzał, jakby rozkoszował się dźwiękiem nowego wyrazu. Za kilka godzin w jego ustach pojawiło się kolejne nowe słowo: „Tatuś”. A po kilku dniach powiedział po prostu: „Effata”.
Aleksandra Pietryga