Gdy Jezus zobaczył Matkę i stojącego obok ucznia, którego miłował, zwrócił się do Matki: „Kobieto, oto Twój syn”.
Po ludzku patrząc: sytuacja dramatyczna i pełna bólu. Beznadziejna i straszna. Niewinny człowiek umiera, widząc rozpacz najukochańszej matki. „Stabat Mater dolorosa”. Jej Serce pęka z bólu, bo jedyny Syn, sens Jej życia, umiera haniebną śmiercią na krzyżu. Poniżany i umęczony kona. Ona też jest obiektem drwin i szyderstw, podobnie jak Maria Magdalena i Jan. Człowiek ma prawo w takim żalu oszaleć. A w Ewangelii czytamy, że pozostający pod krzyżem stali spokojnie i do końca. Trwali bez względu na wszystko. Jezus natomiast mimo niewyobrażalnego cierpienia i zbliżającego się po ludzku końca pozostaje wrażliwy i troszczący się o tych, którzy go miłują. O tych, których On sam umiłował. Wypełniając wolę Ojca, nie przestaje widzieć człowieka, zawieszony między niebem i ziemią. A ta perspektywa zmienia wszystko: Matka zyskuje syna, a umiłowany uczeń dostępuje zaszczytu bycia synem Matki Boga. „I od tej godziny uczeń przyjął Ją do siebie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Elżbieta Grodzka-Łopuszyńska