Dziś jeszcze nasze kościoły mogą być dla nas ostoją i opoką. Ale czy będą trwać zawsze i czy ich cicha obecność nie powinna być treścią codziennej wdzięczności?
Dużo czasu spędzam w podróży. Podczas pokonywania wielokilometrowych tras mam możliwość zatrzymania się w zachwycie nad tym, co widzę. Z każdą podróżą i z każdą niemal chwilą moje zauroczenie wzrasta. Piękny jest nasz kraj.
Poranne mgły przysłaniające pagórki i wypełniające doliny, zakola rzek, stateczne jeziora, ukwiecone łąki, pola porośnięte zbożami, cudowne barwne owocowe sady. Bogactwo kolorów, przepych różnorodności miast, miasteczek, wiosek. Nie umiem opisać tego wszystkiego, co widzą oczy i uczuć, które rodzą się wtedy w sercu. Brakuje mi słów. I tak trwam w zauroczeniu. Ale gdy gdzieś podczas podróży spotykam kościoły, moje uczucia nabierają jeszcze większej mocy. Wyrastające na niewielkich wzgórzach, ukrywające się w cieniu drzew, z wieżami górującymi nad najbliższą okolicą… Małe i duże, stare i nowe, kamienne i drewniane. Wszystkie majestatyczne i mimo wzniosłości budowli jakieś takie pokorne, ciche. Ich widok uspakaja i umacnia, daje poczucie bezpieczeństwa, stałości, trwałości. Są częścią naszego świata. Dają szansę zatrzymania się, wyciszenia, bycia bliżej Boga. Dają ukojenie. Pozwalają „złapać” oddech w naszej codzienności, mają w sobie jakąś niebywałą siłę i gwarancję tego, że będą na nas czekały.
Czy aby na pewno, czy będą czekać zawsze? Przyszło mi do głowy pytanie, co stałoby się, gdyby nagle, w ciągu jednej chwili ktoś zabrał nam wszystkie świątynie? Czy potrafilibyśmy żyć tak jak dziś żyjemy? Gdyby brakło tego spokoju, który milcząco towarzyszy naszej codzienności, czy bylibyśmy na tyle silni, żeby nie pogubić się w tym świecie?
Wydarzenia ostatnich tygodni – prześladowania chrześcijan w Iraku, narzucany im nakaz przejścia na islam lub wieczna banicja, exodus w poszukiwaniu schronienia, palenie i bezczeszczenie kościołów to przecież tylko ułamek tego, co serwuje się chrześcijanom we współczesnym „tolerancyjnym” i wymagającym tolerancji świecie. O ile więcej jest takich miejsc, gdzie bycie chrześcijaninem to trud bycia naznaczonym, gorszym, wygnańcem, prześladowanym? Syria, Korea Północna, Nigeria, Pakistan, Kolumbia, Uganda to miejsca, choć przecież nie wszystkie, gdzie kościołom nie daje się prawa wpisania się w krajobraz.
Dziś jeszcze nasze kościoły mogą być dla nas ostoją i opoką. Ale czy będą trwać zawsze i czy ich cicha obecność nie powinna być treścią codziennej wdzięczności?
Dorota Palacz