Turcy po raz pierwszy wybiorą prezydenta w wyborach powszechnych. Niemal na pewno wygra je obecny premier. Współautor „pełzającej islamizacji”, rosnący lider świata muzułmańskiego i coraz ostrzejszy przeciwnik Izraela. Turecki lud tego chce.
Meczety są naszymi koszarami. Minarety są naszymi bagnetami. Kopuły są naszymi hełmami. Wierni są naszymi żołnierzami. Nikt nie zdoła uciszyć wołania na modlitwę. Położymy kres rasizmowi w Turcji. Nigdy nas nie zdławią. Nawet gdy otworzą się niebiosa i ziemia, nawet gdy zaleją nas wody i wulkany, nigdy nie zawrócimy z naszej drogi. Moim oparciem jest islam. Gdybym nie mógł o nim mówić, po cóż miałbym żyć. – To fragment poematu tureckiego pisarza, który dzisiejszy premier Turcji Recep Tayyip Erdogan zacytował publicznie w 1997 r., jeszcze jako burmistrz Stambułu. W tamtym czasie był to prawdziwy skandal – burmistrz został oskarżony o podżeganie do wojny religijnej. Usunięto go ze stanowiska i skazano na kilka miesięcy więzienia.
To, co jeszcze niedawno było traktowane jako „wybryk radykała”, dziś jest obowiązującym programem działania państwa. Partia Sprawiedliwości i Rozwoju Recepa Tay- yipa Erdogana sprawuje władzę od 2002 roku. I nie zanosi się na szybkie jej oddanie. „Nawet w snach nie sięgacie do miejsc, do których rozciągnie się nasza władza”, oświadczył turecki premier w płomiennym przemówieniu dwa lata temu. Dziś przedwyborcze sondaże, które dają mu ponad 50-procentowe poparcie, utwierdzają go w tej pewności. Z niezrozumiałych do końca powodów nazywany początkowo na Zachodzie „umiarkowanym islamistą”, w rzeczywistości Erdogan, wykazujący często cechy rasowego kaznodziei, realizuje plan, który ma przywrócić potęgę Turcji pod silnym wpływem islamu. To prawdziwa rewolucja w kraju, w którym przez kilkadziesiąt lat spychano religię do kruchty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina