Jeśli Władimir Putin odczuwa ból, to nie z powodu unijnych sankcji. Jeśli Władimir Putin w ogóle czuje, to zabolał go wyrok Trybunału Arbitrażowego w Hadze w sprawie gangsterskiego przejęcia przed laty Jukosu Michaiła Chodorkowskiego. To cios bardzo osobisty.
Wszystko zbiegło się w czasie: unijne i amerykańskie sankcje oraz wyrok nakazujący Rosji wypłatę odszkodowania dla byłych akcjonariuszy Jukosu w łącznej wysokości ponad 51 mld dolarów. To prawie połowa tego, ile może stracić rosyjska gospodarka na skutek unijnych sankcji w ciągu dwóch lat. Oczywiście Rosja tych pieniędzy nie zapłaci, choć tym samym naraża się na liczenie odsetek (od 1 stycznia 2015 roku). A sami poszkodowani mogą przez kolejne lata ściągać należność w różnych krajach, w których znajduje się mienie rosyjskie. Uzasadnienie wyroku jest dla Rosji i osobiście dla Władimira Putina miażdżące: „Rosyjskie sądy ulegały woli władz, by doprowadzić do bankructwa Jukosu, przypisać aktywa państwowej firmie i uwięzić człowieka, który mógł się stać politycznym rywalem. Głównym celem Federacji Rosyjskiej nie było więc zebranie podatków, lecz doprowadzenie do bankructwa Jukosu i przejęcia jego cennych aktywów”. Do tego doszedł jeszcze wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, nakazujący Rosji wypłatę poszkodowanym dodatkowo 1,9 mld dolarów – dokładnie za to samo. Od razu pojawiły się podejrzenia, że nie przypadkiem akurat teraz zostały wydane wyroki: w ten sposób Holandia (na której terenie leży Haga) miałaby mścić się za zabicie pasażerów malezyjskiego boeinga. Ale to chyba jednak przypadek, bo akurat w niezależność sądów na Zachodzie wierzą nawet rosyjscy oligarchowie, którzy spory między sobą wolą rozstrzygać w europejskich sądach – byle nie w rosyjskich, które skazały Chodorkowskiego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina