Nasz ksiądz Wojtuś

Zadzwoniła do mnie pani z TVN-u z prośbą o komentarz dla Faktów do występu ks. Wojciecha Lemańskiego na Przystanku Woodstock. Odmówiłem grzecznie z kilku powodów.

Odpowiedziałem mniej więcej tak:

Po pierwsze, nagłaśnianie wypowiedzi ks. Lemańskiego nie ma sensu. Jemu chyba zależy na takim właśnie rozgłosie. Nie chcę do tego przykładać ręki. Widać za długo milczano o nim w mediach, biedak nie mógł już tego wytrzymać. Jasienica przegrana, dobry papież Franciszek też nie pomógł, no coś trzeba z tym zrobić. Pan Owsiak wyciągnął rękę do Piotrusia Pana w sutannie i dał mu znowu pięć minut na scenie. Teraz od kilku dni jest znów na ustach całej Polski.

Czy TVN zrobił kiedykolwiek materiał o ewangelizatorach z Przystanku Jezus? Czy zaproszono biskupa Dajczaka, który od 15 lat zawsze tam jest i nie boi się rozmawiać z młodzieżą z Woodstocku? Czy to nie są bohaterowie godni pokazania w telewizji? To także jest część prawdy o tej imprezie, o młodzieży i o polskim Kościele. Ale taki pozytywny obraz nie pasuje do założeń ideologicznych stacji, więc lepiej pochylać się nad buntownikiem i rozwodzić nad okropnym polskim Kościołem.

Nie chcę brać udziału w tego typu quasi-dyskusjach czy propagandowych materiałach, w których moja wypowiedź będzie w najlepszym razie służyła jako listek figowy, że niby jesteśmy obiektywni, są różne opinie i sprawa jest kontrowersyjna. A sprawa jest całkowicie jednoznaczna. Ks. Wojciech Lemański kompletnie się pogubił i skompromitował. Do reszty stracił swój i tak mocno nadszarpnięty autorytet kapłana. Oczywiście nadal pozostanie guru dla medialnych „znawców” Kościoła. Dopóki będzie mówił to, czego oczekują. A w tym jest akurat dobry. 

Po drugie, ksiądz ma być ojcem, który kocha i wymaga. Co to za ojciec, który idzie do dzieci i szydzi z innych członków swojej rodziny? Co to za ojciec, który podlizuje się nastolatkom i robi z siebie kumpla? Co to za ojciec, który rozwala inne autorytety? Aby zdobyć poklask woodstockowej młodzieży, wystarczy jej powiedzieć dokładnie to, co chce usłyszeć. Pożartować trochę z księży, z biskupów. Mrugnąć do nich okiem. No przecież oni (w Kościele) niczego nie rozumieją. Nie przejmujcie się nimi. Ewangelia jest O.K., ale jak jeśli nie słyszycie jej w kazaniu w kościele, to wychodźcie z niego. Bądźcie odważni, wolni. Nie wiem, czy ks. Wojciech wierzy w to, że po wyjściu z kościoła, młodzi ludzie rzucą się do czytania Ewangelii. W tle pobrzmiewa informacja, nie wypowiedziana wprost, ale jednak bardzo czytelna: ja jestem lepszy niż oni, ja wiem lepiej, ja potrafię się postawić komu trzeba. Oczywiście z miłości do Jezusa.  

Po trzecie, ja zwyczajnie nie rozumiem zachowania mojego brata w kapłaństwie. Nie umiem pojąć, co nim kieruje, jakie motywy. O jakie dobro mu chodzi? Co kryje się za tym telewizyjnym uśmiechem? Przecież mówi rzeczy straszne. Czy nie słyszy tego, nie widzi? Przecież swoją postawą zaprzecza temu, co robią księża i młodzi chrześcijanie z Przystanku Jezus. Czy on naprawdę tego nie rozumie? Nie wiem. Smutne to i boli, bo przecież gramy w jednej drużynie. Każdemu z nas, księży, zdarza się bramka samobójcza, ale to już cała seria takich goli do swojej bramki. Współczuję szczerze trenerowi.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Tomasz Jaklewicz