Jabłka chrupią opalający się w czasie przerwy w korpo hipsterzy w rajbanach oraz wylegujący się na działkach emeryci. Wiek nie ma znaczenia.
04.08.2014 09:48 GOSC.PL
Na początku była inicjatywa Pulsu Biznesu i zapadający w pamięć mem. Zestawienie Steve’a Jobs’a, Donalda Tuska oraz Władimira Putina urzekło wielu. W internecie zawrzało. Skoro bojkot konsumencki ma moc, to czy zachęta do kupowania polskich owoców w szczytnym celu może okazać się równie skuteczna? Czas pokaże. Wszak wszystkim nam powinno zależeć na tym, żeby zminimalizować wpływ rosyjskiego embarga na naszą gospodarkę. Dlatego warto jeść polskie jabłka.
Polacy poczuli ten klimat. Wystarczyło kilka dni, aby portale społecznościowe zalała fala zdjęć rodaków dumnie prezentujących zakupione owoce, noszące ślady konsumpcji. Dumne Słowianki o olśniewającym uzębieniu testujące kruchość świeżo umytych owoców. Dziennikarze stacji radiowych i telewizyjnych, artyści, przedsiębiorcy. Wszyscy, jak jeden mąż, wrzucają zdjęcia własnoręcznie (albo i nie) upieczonych szarlotek, zgromadzonych ogryzków, tudzież chłodzącego się w lodówce cydru. Oczywiście polskiego pochodzenia. Każdy inny jest od paru dni passé.
Do akcji ratowania polskich sadowników dołączył ponoć nawet Suarez. Niejaka Madeleine napisała w swoim poście, że wyjęła nawet starą sokowirówkę. „Patriotyzm - wydanie praktyczne.” To jest poświęcenie! Niby można kupić sok w pobliskim markecie, ale własnoręcznie zrobiony smakuje przecież o wiele lepiej. I ten podziw w oczach rodziny... Tylko patrzeć, aż akcji jedzenia jabłek przyklasną dietetycy. Przecież nie od dziś wiadomo, że lepiej jeść owoce z naszej strefy klimatycznej, najlepiej sezonowe. Czy Putin wprowadzając embargo na polskie owoce miał świadomość, że Polacy zareagują tak aktywnie i kreatywnie?
Można utyskiwać, że to pewnie chwilowy entuzjazm i po miesiącu przejdzie. Za wcześnie by mówić, że aktywność w internecie przełoży się na większą świadomość polskich konsumentów. Byłoby jednak wspaniale, gdyby ten jabłeczny szał zaowocował pewną zmianą w konsumenckiej mentalności. Niby mówimy, że „dobre bo polskie”, ale bardzo często sięgamy po produkty zachodnie. Wydają się bardziej ekskluzywne, kuszą oryginalnością, a nierzadko ceną. Z zazdrością patrzyłam kiedyś na znajomych z Austrii lub Francji, którzy nie wyobrażali sobie, że mogliby kupić czekoladę lub konfitury wyprodukowane w innym kraju.
Nie ma nic złego w odwiedzania sklepów z delikatesami z całego świata. Poszerzanie kulinarnych horyzontów i degustowanie nowych produktów jest czymś chwalebnym. Chodzi jednak o zachowywanie zdrowych i sprzyjających naszej gospodarce proporcji. Jeśli będziemy nieustannie kupować produkty zagraniczne to pewnego dnia, na własne życzenie, obudzimy się w kraju, w którym ze świecą będzie można znaleźć batoniki, pralinki czy też soki „made in Poland”.
Koniec teoretyzowania. Czas spełnić swój obywatelski obowiązek i…nabyć owoce na sok i szarlotkę!
Weronika Pomierna