Niedawno oglądaliśmy w Krakowie w Towarzystwie Lekarskim film, amatorski co prawda, ale jakże interesujący o „Wujku”. Ks. Karol, gdy był wikarym u św. Floriana, nie czekał aż go będą prosić, lecz sam zwrócił się do młodzieży akademickiej i wyruszył z nimi (w jakich warunkach? jakże zatłoczonymi pociągami) na Mazury.
Nie należałem do tej grupy Wujka, ale korzystałem z planowanych przez niego wędrówek akademickich. W 1958 r. wybraliśmy się z moją żoną Marią Barbarą w podróż poślubną w Bieszczady nieludzko zatłoczonym pociągiem, śpiąc w korytarzu na gazetach. W określonym miejscu dotarliśmy do bazy. Tam młodzież akademicka obojga płci pod komendą o. Tadeusza Jurkowskiego SJ odbywała swoiste „perypatetyczne” rekolekcje. Msza św. codzienna i psalmy, i śpiewy pobożne, i ognisko wieczorne, a przy nim nocne Polaków rozmowy. Zwijaliśmy obóz i wędrowaliśmy dalej. I to wszystko z inicjatywy i z pomocą materialną bp. Karola Wojtyły.
Bp Karol naprawdę wyprowadził Pana Boga z kościoła (tego omurowanego przez małe „k”) w świat. Aż się prosi, aby upamiętnić te jego zamiłowania turystyczne, aż się prosi ogłosić go patronem turystów. Wśród tylu jego pomników, jakie powstały, brakuje jednego: Karola Wojtyły jako turysty.
Stąd zrodziła się myśl, aby u mnie w ogrodzie w Zabierzowie powstał jego pomnik z widokiem na dolinki, bowiem bywał on w tych stronach:
przed wojną – jako student;
w czasie wojny – jako robotnik;
po wojnie – jako ksiądz, biskup, kardynał.
Zadania tego podjął się p. Mirosław Gokofit, artysta rzeźbiarz z Opatkowic. Na kawałku autentycznej skały siedzi Karol Wojtyła w starych buciorach, ze staroświeckim plecakiem i spogląda sobie na swoje dolinki. Pod nim napis z Kochanowskiego:
„Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie”, bo to udowodnił nam On, Karol Wojtyła.
Z. Gajda