O jedynce za katechezę przy stole pingpongowym i uczniach, których modlitwa zawstydza dorosłych, z ks. Michałem Misiakiem rozmawia Marcin Jakimowicz.
Jeden z nich, pracujący z młodzieżą popularny pastor Dobromir Mak Makowski, stał się właśnie członkiem Kościoła katolickiego…
Tak. To ewidentnie dzieło Ducha. Dobromir przez kilkanaście lat pracował z młodzieżą. Był pastorem jednej ze wspólnot ewangelikalnych. Przed rokiem na modlitwie dostawał silne przynaglenia, by pracować i modlić się razem z katolikami. Początkowo bał się.
Straszono go wielkim katolickim Babilonem? Pastor Ulf Ekman (świeży konwertyta) powiedział wprost: „Nic nie wiedziałem o Kościele katolickim. Żyłem w świecie uprzedzeń, półprawd”.
Dobromir też to „odchorował”. Uczono go że w Kościele katolickim… nie ma zbawienia. Podziwiam jego decyzję, otwarcie na prowadzenie Ducha. Kiedyś siedział z nami przy stole. Rozpoczęła się modlitwa przed jakimś spotkaniem. Ludzie zaczęli się szczerze modlić, niektórzy śpiewali językami. Patrzę, a Dobromir płacze. Wyciągnął komórkę i zaczął nagrywać na dyktafon tę modlitwę. „Nagrywam, bo nikt by mi nie uwierzył, że katolicy modlą się w ten sposób” – opowiadał. Czyli jest jakiś mur uprzedzeń, ignorancji, niewiedzy.
Po co organizowałeś nabożeństwa majowe na środku blokowiska, a nie jak Pan Bóg przykazał w zaciszu kościoła?
Bo posłuchałem papieża, który prosił, by wyjść na zewnątrz. Ludzie z ewangelizacyjnej grupy dzwonili do wszystkich mieszkańców domofonami. Mówili, że są z parafii, a wieczorem między blokami ruszy nabożeństwo majowe. „Dziś będziemy prosili o błogosławieństwo dla mieszkańców waszego wieżowca. O pracę dla bezrobotnych…”. Ludzie byli zaskoczeni. Na pierwsze spotkania przychodziła garstka, na nabożeństwa czerwcowe ponad setka ludzi. Szkoda, że nie ma nabożeństw lipcowych, bo mieszkańcy się rozkręcali, a tendencja była zwyżkowa. (śmiech)
Ludzie nie wstydzili się takiej publicznej modlitwy? Byli narażeni na potępiający wzrok sąsiadów palących papierosy na balkonie…
Jasne, że początkowo się wstydzili. Każdy początkowo czuje opór. Przełamali się, bo widzieli… modlącą się wspólnotę. Staliśmy razem. Jako wspólnota. Bazowałem na tym, co tradycyjne. Na wychodzeniu w maju pod kapliczki.
Tyle, że zamiast kapliczki wybrałeś blok…
Rzeczywiście nie było w okolicy ani jednej… Były za to pod ręką boisko, plac zabaw, wieżowce. Co ciekawe, nie spotkaliśmy się ani razu z agresją. Ktoś tylko puszczał coraz głośniej z balkonu Metallicę, ale jakoś nam to nie przeszkadzało. (śmiech)
GN 25/2014