Korzystając z nielegalnie zdobytych dowodów nie będzie można pociągnąć kogoś do odpowiedzialności karnej. Do politycznej – jak najbardziej.
20.06.2014 16:04 GOSC.PL
W kontekście afery podsłuchowej mówi się dużo o „doktrynie owoców zatrutego drzewa”. W jej myśl nie można skazać kogoś za jakieś przestępstwo na podstawie nielegalnie zdobytych dowodów. W tej chwili co prawda w Polsce ona nie obowiązuje, ale za to będzie obowiązywała od 1 lipca 2015 roku.
Śpieszę uspokoić szukających sensacji: w ostatnich diach nie została uchwalona żadna ustawa, mająca uchronić np. Sławomira Nowaka przed prawnymi konsekwencjami afery podsłuchowej. Odpowiednią zmianę w kodeksie postępowania karnego uchwalono we wrześniu ubiegłego roku. I bardzo dobrze. Dzięki temu policja i służby specjalne nie będą miały pokusy, by bezprawnie obywateli śledzić, podsłuchiwać lub prowokować do popełnienia przestępstwa aż do upragnionego skutku. Tak zdobyte dowody nie będą miały znaczenia procesowego.
Nie oznacza to jednak, że, w przypadku np. polityków, nie będą miały znaczenia, jeśli chodzi o odpowiedzialność polityczną. Spójrzmy choćby na opublikowaną przez „Wprost” rozmowę min. Sienkiewicza i prezesa NBP Belki. Nie doszło podczas niej do przestępstwa. Doszło jednak do deliktu konstytucyjnego, polegającego na ustawianiu pewnych rozwiązań prawnych uderzających w gwarantowaną przez konstytucję niezależność banku centralnego. Nie da się ich za to pociągnąć do odpowiedzialności karnej.
Być może wielu Polaków tego nie zauważyło, ale z pewnością zauważyli, że czołowi urzędnicy załatwiają między sobą „coś pod stołem” suto zastawionym wołowymi policzkami, ośmiornicami i kawiorem. Instynktownie wyczuli, że coś jest nie tak. I, choć ani Bartłomiej Sienkiewicz, ani Marek Belka, nie pełnią swoich funkcji z wyboru obywateli, to mogą oni pociągnąć do odpowiedzialności ekipę, dzięki której są odpowiednio ministrem spraw wewnętrznych i prezesem NBP. Przy urnach wyborczych. Tego słuszna doktryna owoców zatrutego drzewa im nie może zabronić.
Stefan Sękowski