Zabrzmi to jak w parodii kiepskiej powieści: była ciemna i burzliwa noc – dokładnie 21 marca 2000 – gdy szedłem z jerozolimskiego Hiltona do Papieskiego Instytutu Notre Dame na spotkanie ze starszym urzędnikiem watykańskim.
13.06.2014 20:25 GOSC.PL
Obiecał mi on dyskietkę z przemówieniami Jana Pawła II, które miały być wygłoszone podczas historycznej wizyty papieża w Ziemi Świętej. Dyskietkę otrzymałem i będąc już z powrotem w pokoju hotelowym przeglądałem kolejne wystąpienia, zwracając szczególną uwagę na to, co polski papież ma powiedzieć w Instytucie Yad Vashem na spotkaniu, którego zapowiedź wywołała duże kontrowersje, a nawet sporo niewybrednego jazgotu.
Tekst, który mógł pochodzić tylko spod pióra Jana Pawła II, kończył to niestosowne ględzenie w czterech perfekcyjnie skrojonych zdaniach:
„W tym miejscu pamięci umysł i serce, i dusza odczuwają wyjątkową potrzebę milczenia. Milczenia, by wspominać. Milczenia, by próbować uchwycić jakiś sens wspomnień, które cofają nas w przeszłość. Milczenia, ponieważ nie ma słów dostatecznie mocnych, aby opłakiwać straszliwą tragedię Shoah...”
Po tym spotkaniu odebrałem telefon od izraelskiego przyjaciela, wybitnego wojskowego i uczonego, który dobrze znał świat władzy, i który pracował nad znalezieniem realistycznej drogi do pokoju w sytuacjach, gdy zbyt wiele osób było zainteresowanych mordowaniem na coraz większą skalę. Usłyszałem od niego: „Po prostu musiałem ci powiedzieć, że ja i moja żona płakaliśmy w czasie wizyty papieża w Yad Vashem. To było uosobienie mądrości, człowieczeństwa i prawości. Niczego nie zabrakło. Nic więcej nie trzeba było dodawać”.
Wizyta Jana Pawła II w Yad Vashem była wyjątkowa z wielu powodów. Był pierwszym biskupem Rzymu odwiedzającym Muzeum Holokaustu. Stracił przyjaciół w Shoah. Tak wielu spośród ludzi upamiętnionych w Instytucie zostało zamordowanych w jego ojczystej Polsce. Za papieżem stał też wyjątkowy autorytet moralny, zdobyty przez własne świadectwo na rzecz wolności religijnej i innych podstawowych praw człowieka i okupiony dużym cierpieniem.
I chociaż pielgrzymka Jana Pawła do Yad Vashem była wyjątkowa, wizyta papieża Franciszka przy wiecznym ogniu w tej samej Izbie Pamięci miała także nadzwyczajny rezonans. Stało się tak, ponieważ w niezwykłym wystąpieniu, zbyt słabo relacjonowanym w światowej prasie, mającej obsesję na punkcie polityki bliskowschodniej, Franciszek odważył się przywołać słowa Boga z trzeciego rozdziału Księgi Rodzaju, pytając: „Gdzie jesteś, Adamie? Gdzie jesteś, człowieku? Co się z tobą stało? (...) Kim jesteś, człowieku? Już ciebie nie rozpoznaję. Kim jesteś, człowieku? Kim się stałeś? Do jakiej potworności byłeś zdolny? Co sprawiło, że upadłeś tak nisko?”.
„Na pewno nie sprawił tego pył z ziemi, z którego zostałeś uczyniony. Proch ziemi jest czymś dobrym, dziełem Moich rąk. Na pewno nie sprawiło tego tchnienie życia, które tchnąłem w ciebie. Tchnienie pochodzi ode mnie i jest czymś dobrym”.
„Nie, ta otchłań nie może być tylko twoim dziełem, twoich rąk, twojego serca. Kto cię zdeprawował? Kto cię oszpecił? Kto zaraził cię pychą stania się panem dobra i zła? Kto cię przekonał, że jesteś bogiem? Nie tylko torturowałeś i zabijałeś swoich braci, ale złożyłeś ich w ofierze samemu sobie, ponieważ ustanowiłeś siebie bogiem”.
Głębokie przeczucie tajemnicy zła u papieża Franciszka nadal wymyka się uwadze tych, którym wydaje się, że to papież miękki jak puszek do pudru. Tym niemniej stałe nauczanie Ojca Świętego o Bożym miłosierdziu jest związane z ciągłym przypominaniem, że Zły działa na świecie, a efekty jego pracy są widoczne wszędzie wokół nas. Tylko wtedy, gdy to zauważymy, możemy powiedzieć, jak Franciszek w Yad Vashem: „Pamiętaj o nas w swoim miłosierdziu. Daj nam łaskę, byśmy wstydzili się tego, co jako ludzie jesteśmy w stanie uczynić, wstydzili się tego skrajnego bałwochwalstwa, wzgardy i zniszczenia naszego ciała, (...) które ożywiłeś tchnieniem życia”.
George Weigel jest członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie
George Weigel