Z perspektywy 25 lat czas wreszcie zobaczyć las, nie tylko drzewa. Wolność narodziła się w sercach i głowach 10 lat wcześniej.
03.06.2014 13:33 GOSC.PL
Dokładnie 35 lat temu przeżywaliśmy pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do ojczyzny. To od niej wszystko się zaczęło. O ile trudno jest wskazać, kiedy formalnie skończył się w Polsce komunizm (bo przecież nie 4 czerwca 1989), o tyle stosunkowo łatwo wskazać początek jego końca. Dlaczego więc nie mówimy o tym głośno - właśnie teraz, gdy przez wszystkie przypadki odmieniane jest słowo „wolność”?
Związki przyczynowo skutkowe są ewidentne. Źródła zrywu (wolnościowego!), jaki nastąpił już rok po pielgrzymce papieskiej znane, a jego natura dobrze opisana. A mimo to próżno jej dziś szukać w tekstach, audycjach, filmach, na temat tego, co wydarzyło się w Polsce. Nie pisze się o obudzonej w Polakach na nowo tożsamości i pamięci, tylko o dobrej woli sekretarzy i generałów. Nie mówi się o Duchu, który odnowił „tę ziemię” lecz o duchu porozumienia przy okrągłym stole. O rozsądku, kalkulacjach i strategii. Jesteśmy świadkami pisania historii własnego narodu nieomal na nowo.
Prawda jest taka, że wszystko, co działo się w nas i wokół nas 25 lat temu, było ciągiem dalszym, a nie początkiem. Nawiązywało do tamtej, niezapomnianej „Solidarności”. Nie politycznej, ale duchowej, tej, która - choć jeszcze nienazwana - narodziła się dziesięć lat wcześniej na Placu Zwycięstwa, Wałach Jasnogórskich (4 czerwca… 1979 roku Jan Paweł II zawierzył tu Polskę Maryi) i krakowskich Błoniach. Tak, jak prosił Jan Paweł II - byliśmy wtedy „mocni mocą wiary, nadziei i miłości”. Posłuchaliśmy. Mocy starczyło nawet na przetrwanie mrocznych lat 80.
To nie jest oczywiście narracja, która się mieści w głównym nurcie. Tu opisuje się poszczególne drzewa, a nie las. Kalkuluje i rozgrywa. Ustawia przeszłość tak, by pasowała do czyichś planów na przyszłość. Nie ma w nich miejsca na religijne korzenie „Solidarności”. Tym bardziej potrzeba dziś mocnego głosu o tym, że 4 czerwca 1989 roku głosowaliśmy za wolnością… z tęsknoty. Za tym, co tak mocno przeżyliśmy dekadę wcześniej. To ważny głos zwłaszcza dla tych, których wtedy jeszcze nie było na świecie.
Piotr Legutko