Ukraina od kilku tygodni korzysta z jednostronnego otwarcia europejskiego rynku. W zamian nadal stosuje embargo na polskie mięso.
16.05.2014 15:14 GOSC.PL
Gdy mówi się o braku zdecydowanej reakcji Unii Europejskiej na agresję rosyjską na Ukrainę, nie mówi się wszystkiego. Bo z jednej strony faktycznie, surowych sankcji wobec Moskwy nie ma, ale z drugiej strony nasz wschodni sąsiad otrzymuje od UE potężną pomoc. I nie chodzi mi tu nawet o pomoc finansową (która via Kijów zasili konta rosyjskich dostawców gazu), ale przede wszystkim o czasową, radykalną obniżkę ceł na towary z Ukrainy. Z tą decyzją trudno pogodzić się polskim rolnikom, którzy obawiają się nieuczciwej konkurencji ze strony swoich odpowiedników zza Bugu. Po ich stronie stanęła ostatnio europejska organizacja rolniczych związków zawodowych i spółdzielni, COPA COGECA, według której polscy rolnicy mogą stracić ze względu na różnice między normami produkcyjnymi przyjętymi w Unii i na Ukrainie. Problem może być więc zauważalny.
Jednostronne otwarcie europejskiego rynku dla Ukraińców potrwa do 31 października tego roku, lub do momentu podpisania gospodarczej części Umowy Stowarzyszeniowej. Do tego czasu Ukraińcy będą we wzajemnych relacjach uprzywilejowani. Biorąc pod uwagę obecną sytuację międzynarodową, jest to decyzja słuszna. Raz, że pomoże Ukrainie stanąć gospodarczo na nogi, dwa, że jest ona wyrazem chęci pogłębienia współpracy między UE a tym państwem. Problem w tym, że Ukraińcy nie odpowiadają zbyt przyjaźnie na te wymierne gesty. W piątek minister gospodarki Janusz Piechociński rozmawiał ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Ihorem Szeremetą na temat zniesienia embarga na polskie mięso. Obowiązuje ono od lutego, kiedy to kilkadziesiąt metrów od granicy z Białorusią na Podlasiu znaleziono dwa martwe dziki, które były nosicielami wirusa wywołującego afrykański pomór świń. Problem w tym, że na Ukrainie występuje on już od dawna, zaś w Polsce nie wykryto żadnych przypadków wśród świń domowych. Dodatkową niezręcznością było to, że w tym samym czasie, kiedy Ukraina wprowadzała embargo, Polska wykazywała ogromne poparcie dla tworzącego się nowego rządu w Kijowie. Pikanterii dodaje sprawie fakt, iż to polscy europosłowie silnie zabiegali o zniesienie i obniżki ceł na ukraińskie towary, a sam pomysł referował w PE poseł Paweł Zalewski z Platformy Obywatelskiej.
Minister Piechociński usłyszał od swojego kolegi, że embargo zostanie zdjęte – ale dopiero po przeprowadzeniu audytu, który „jest procesem, który musi się odbyć”. A taki audyt to przecież nie jest kaszka z mleczkiem, i może potrwać dość długo… Kilka dni wcześniej minister rolnictwa Ukrainy powiedział Markowi Sawickiemu, że nie ma podstaw do kontynuowania embarga. Polski minister jednak żadnych konkretów od niego nie usłyszał – także na temat obowiązującego od 6 lat embarga na wołowinę.
Pięknymi słowami o przyjaźni i braterstwie nikt się nie naje. Dlatego dobrze by było, by za prozachodnimi deklaracjami Ukraińców poszły także konkretne rozwiązania. Państwa Unii Europejskiej nie będą w nieskończoność grać rolę dobrego wujka – tym bardziej, że jedyne, czego Polska oczekuje od swojego sąsiada, to uczciwe traktowanie naszych towarów.
Stefan Sękowski