Eurodebata – koniec świata!

Pan Popiołek – jeden z głównych bohaterów serialu Dom – miał swoje ulubione powiedzenie. Kiedy działo się coś niecodziennego, gospodarz domu z ulicy Złotej, zwykł był komentować to słowami: Koniec świata!

Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego, zatem telewizja coraz częściej karmi nas spektaklami, których idei nie jestem w stanie ogarnąć umysłem. Telewizja to oczywiście szerokie pojęcie, ale nie zamierzam pisać tu o konkretnej stacji, ponieważ niezależnie od preferencji (a jak wiadomo każda z nich takowe ma, ale nigdy się do nich nie przyzna) do studia zapraszani są ludzie z różnych partii politycznych, najczęściej diametralnie różniących się wizją świata (a raczej wspólnej Europy). Po chwili przeznaczonej na przedstawienie gości i wymuszone konwenanse rozpoczyna się, mówiąc kolokwialnie, nawalanka. Mam wrażenie, że bardziej chodzi tu o zdyskredytowanie przeciwników, niż pokazanie swojego programu wyborczego. Słowa, które padają z ust ludzi mających potencjalnie reprezentować nas w Europarlamencie mogą zniesmaczać, a czasem nawet szokować. Poza tym podczas debaty brylują zazwyczaj „starzy wyjadacze”, którzy wiedzą kiedy podnieść głos (i nie pozwolić go sobie odebrać prowadzącemu), kiedy w trakcie czyjejś wypowiedzi wrzucić słowa: bzdura, głupoty pan opowiada, mija się pani z prawdą albo nawet postukać się po głowie.

Podczas debaty można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Ktoś chce wejść do Parlamentu Europejskiego, żeby go zmienić (i na pewno zrobi to jednoosobowo lub w grupie kilku osób), ktoś inny chce go ośmieszyć tym, że będzie pobierał pieniądze od instytucji, którą gardzi... Ktoś chce zadbać o podniesienie płacy minimalnej w krajach UE, ale tak naprawdę nie ma recepty na to jak dostosować ją do warunków finansowych poszczególnych państw i nie narazić Polski na wzrost bezrobocia. Oczywiście pojawia się również temat osób niepełnosprawnych, jednak jak dotąd nie usłyszałem niczego, co pozwoliłoby mi utożsamić się w tej sprawie ze zdaniem konkretnego ugrupowania – bo to tylko teoria mówiąca: jeśli nam się uda, to być może...

Zdaję sobie sprawę, że o debatach napisano już wiele, ale nie chodzi tu tylko o moje odczucia. Ludzie, którzy także dzięki takim debatom (o zgrozo!) wejdą do Parlamentu Europejskiego przez pięć lat będą pobierali naprawdę wysokie świadczenia. Duża część z nich, co tu ukrywać, robi to dla pieniędzy. Myśli o zapewnieniu godnego bytu sobie i swoim bliskim. I niechże go zapewni, ale niech również z godnością i przyzwoitością wypełnia swoje poselskie obowiązki.

Debaty i rozmowy w programach publicystycznych, które oglądałem, wprowadziły mnie w dziwny stan. Wiem, że polityka jest grząska – jednych wkroczenie na jej teren wciąga jak bagna i ruchome piaski, innych napawa niepewnością i strachem. We mnie obejrzenie kolejnych odcinków tego politycznego cyrku wyzwala dziwny lęk – a przecież lęk (czysto psychologicznie) zazwyczaj występuje bez wyraźnych przyczyn. Może nie ma się o co martwić i takie zachowania prezentowane milionom Polaków to nie żaden koniec świata?

 

 

« 1 »

Piotr Pyzik