Nie przyjechaliśmy tu po to, aby spać, ale po ducha, po „power” – mówili Polacy, którzy mimo ścisku i zmęczenia stali w nocy w kolejce prowadzącej na plac Świętego Piotra.
Radość, poczucie solidarności, troska. Zmęczenie, irytacja, a nawet złość. Skąd taka rozbieżność w relacjach uczestników kanonizacji? Czy 26 kwietnia na plac Świętego Piotra prowadziły dwie różne kolejki? Nie. Po prostu ta jedyna w swoim rodzaju kolejka pomieściła cały kalejdoskop ludzkich emocji. Po co zatem było się tam pchać? Piazza Navona. Tuż po północy. Po zakończonym czuwaniu dla Polaków odliczamy naszą grupę, plecaki, telefony i portfele. Wszystko i wszyscy są. Kanonizacja to niestety raj dla złodziei. Na chodnikach wokół kościoła św. Agnieszki widać pierwszych koczujących. Idziemy w stronę placu Świętego Piotra. Pojedyncze karimaty zamieniają się w regularny obóz. Pielgrzymi, owinięci szczelnie śpiworami, kocami i folią, wyglądają jak ludziki z reklamy Michelin. Niektórzy leżą na kartonowych legowiskach, inni drzemią, siedząc, na turystycznych krzesełkach. Pomysłowość kwitnie. – Ci ludzie przez tę jedną noc mogą poczuć, jak żyją bezdomni i uchodźcy niemający własnego domu – zauważa ktoś z mijającej nas grupy Polaków. Ruszamy na szlaki przetarte w czasie beatyfikacji i pogrzebu Jana Pawła II. Nie ma co liczyć na skróty i ułatwienia. Uliczki są szczelnie zagrodzone porządkowymi i policją. – Przygotujcie się na ogromny ścisk – ostrzega nas znajomy. Jeśli chcemy w ogóle wejść na plac, to musimy ustawić się w kolejce już teraz. Nagle zauważamy poruszenie wśród pielgrzymów idących po przeciwnej stronie ulicy. Gęsta masa ludzi zaczyna coraz szybciej poruszać się w stronę Via della Conciliazione. Biegniemy do nich, żeby sprawdzić, co się dzieje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Weronika Pomierna