Jestem świeżo po lekturze „Niebo istnieje… Naprawdę” Todda Burpo, a także po jej filmowej adaptacji. Zanim ocena, to w wielkim skrócie, o czym jest książka. Książka i film, jak to bywa trochę się różnią, ale dają nadzieję i nie da się temu zaprzeczyć.
Todd jest pastorem, ma żonę, córkę i syna. Jego czteroletni syn dostaje ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego i przechodzi operację. Raz jego stan jest lepszy, raz gorszy, ale wszystko kończy się dobrze i dziecko wraca do domu. Po jakimś czasie, podczas wspólnej rodzinnej wycieczki, mały Colton wypowiada zdania, które wywracają świat całej rodziny do góry nogami. Wspomina, że w szpitalu śpiewały mu anioły, i że siedział Jezusowi na kolanach. Pastor powoli zaczyna drążyć temat, sam do końca nie wierząc w to, co słyszy. Szczególnie, że ani maszyny ani lekarze nie odnotowali śmierci klinicznej dziecka. Dowiadujemy się, że chłopiec nie tylko widział Jezusa, ale również Jana Chrzciciela, Archanioła Gabriela, Maryję, a także swojego nieżyjącego pradziadka i siostrę, która zmarła zanim się urodziła. Rodzice coraz bardziej zaczynają wierzyć dziecku, a jego opowieści umacniają w nich wiarę.
To teraz trochę oceny.
Książka i film, jak to bywa trochę się różnią, ale dają nadzieję i nie da się temu zaprzeczyć. Poruszają temat, który w dzisiejszym świecie jest przez wielu spychany na margines, Nieba - miejsce wiecznego przebywanie z Bogiem. Miejsca, za którym powinniśmy tęsknić i do którego powinniśmy dążyć, a jednak o którym nie myśli się zbyt często. A przecież pierwsi chrześcijanie tęsknili za Niebem, bo chcieli jak najszybciej móc przebywać z Panem.
Ilu z nas tak naprawdę myśli o śmierci i o tym co nas po niej czeka? Czy jesteśmy na nią gotowi?
I kto z nas tęskni tak naprawdę za Niebem?
W moim odczuciu książka jest lepsza, bo jest bardziej „teologiczna”. W filmie poruszane przez dziecko tematy nie są przez pastora konfrontowane z Biblią. W książce natomiast Todd szuka odpowiedzi w Piśmie Świętym, szuka słów na potwierdzenie tego, co słyszy od własnego syna. Weryfikuje czy chłopiec może mówić prawdę. W filmie trochę tego zabrakło.
Oba dzieła nie narzucają jednak swojej wizji, nie działają agresywnie. Opowiadają historię chłopca, który był w niebie i wrócił. Zdecydowanie jednak to książka ma większą siłę przebicia, może dlatego, że pewne rzeczy tylko opisuje, a nie musi ich pokazywać, zostawia nam naszą wyobraźnię. Filmowcy stanęli tak naprawdę przed bardzo trudnym zadaniem. Patrząc na to dzieło, jako na film rodzinny i o rodzinie – jako najważniejszej komórki społecznej, jest ono bardzo dobrze zrobione. To zasługa też świetnie dobranej obsady. Ten film wzrusza, ale także wywołuje uśmiech.
Ważne w tym wszystkim jest jednak to, że film, jak i książka skłaniają do refleksji. A także pokazują, że w materialistycznym świecie, są rzeczy, które nie zawsze możemy pojąć tylko i wyłącznie rozumem. Czasem trzeba otworzyć serce i zaufać Bogu, bo Niebo istnieje naprawdę. O czym świadczą chociażby słowa modlitwy, której nauczał sam Jezus, a którą i my powtarzamy podczas każdej Eucharystii: „Ojcze nasz, któryś jest w Niebie…”.
Małgorzata Gajos