Dzięki internetowi ludzie mogą patrzeć politykom na ręce jak nigdy wcześniej. I wywierać na nich presję. Niestety mogą to też robić obce służby i wielkie korporacje podszywające się pod tzw. zwykłych obywateli.
Nie dziwi już, że można prowadzić działalność społeczną czy polityczną, nie ruszając się sprzed komputera. Przykład zza oceanu: w USA za pośrednictwem strony internetowej można wnosić petycje do prezydenta. Następnie, również przez internet, zbierane są podpisy. Na listy, pod którymi znajdzie się ponad 25 tys. podpisów, administracja USA jest zobowiązana odpowiedzieć. W praktyce dzięki serwisowi obywatele zyskują możliwość zadawania pytań, którą w innych krajach mają jedynie posłowie. I ludzie w USA z tej możliwość korzystają, pytając np. o stanowisko Waszyngtonu w sprawie łamania praw człowieka na Sri Lance, rynek usług pocztowych czy... przepis na warzone w Białym Domu piwo.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Karol Kloc