Pierwszy raz od czterech lat greckiemu rządowi udało się sprzedać obligacje. Finansiści się cieszą, ale Grecy nie mają z czego.
14.04.2014 08:44 GOSC.PL
Greckie obligacje warte 3 mld euro trafiły głównie do zagranicznych kupujących. Zarówno przedstawiciele Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jak i firm inwestycyjnych, traktują tę sytuację jako sukces. Pierwszy raz od czterech lat finansiści uznali Grecję za państwo wypłacalne – w praktyce oznacza to, iż uwierzyli w to, że kiedyś odzyskają z nawiązką pieniądze, które właśnie rządowi pożyczają.
Trudno mi podzielać tę radość. Przede wszystkim sytuacja, w której rządy są permanentnie w stanie zadłużenia, a z którą mamy obecnie do czynienia, nie jest normalna. A sytuacja Grecji, której dług publiczny wynosi 170 proc. jej rocznego PKB, jest bardziej, niż nienormalna. Jeśli jednak już państwo musi się zapożyczać, lepiej niech robi to u własnych obywateli. Gdy wyciąga rękę po pieniądze zagranicznych finansistów, uzależnia się od nich – i trwa w permanentnej pętli kredytowej.
W dodatku nic nie wskazuje na to, by Grecja wychodziła z kryzysu. Więcej niż co czwarty Grek (27 proc.) pozostaje bez pracy, od 7 lat gospodarka Hellady się nie rozwija, na co wskazuje nieustannie ujemny przyrost PKB. Skąd więc nagłe zainteresowanie międzynarodowej finansjery greckimi obligacjami? Odpowiedzią może być zapowiedź wykupu przez Europejski Bank Centralny obligacji państw należących do strefy euro (jeśli usłyszycie państwo w mediach enigmatyczne pojęcie quantitative easing, to właśnie o to chodzi). Finansiści będą mogli sprzedać EBC zakupione wcześniej obligacje, otrzymując za to „dodrukowane” pieniądze. W ten sposób instytucje unijne znów wesprą tzw. rynki finansowe via Ateny. Robiły już tak wcześniej, pożyczając Grecji pieniądze na spłatę długów. Nie ma to jak w kryzysie być pracownikiem instytucji finansowej.
Stefan Sękowski