Na UE nie ma co liczyć

Stanowisko rozgrywających w Unii: Sankcje wobec Rosji? Tak, ale takie, które nie zabolą.

Radosław Sikorski zaledwie dwa lata temu nawoływał Niemcy do przejęcia większej odpowiedzialności za Unię Europejską. Przynajmniej dziś wiemy, że jeśli chodzi o podejście do Ukrainy, stanowisko Niemiec może być sprzeczne z naszym interesem. Co prawda kanclerz Angela Merkel i minister spraw zagranicznych RFN Frank-Walter Steinmeier zapowiadają sankcje wobec Rosji za nadchodzącą formalną aneksję Krymu, ale nie będą to sankcje dotkliwe.

Sprzeciwia się temu bowiem niemiecki wielki przemysł. Przeciwko sankcjom, które mogłyby okazać się katastrofalne dla niemieckich eksporterów, opowiedział się Federalny Związek Wielkiego Handlu, Handlu Zagranicznego i Usług (BGA). Prezes niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką (ifo) Hans-Werner Sinn napisał w dzienniku „Passauer Neue Presse”, że Niemcy nie mogą sobie pozwolić na sankcje wobec Rosji ze względów energetycznych, ponieważ muszą korzystać z rosyjskiego gazu. Lobby ulegają także politycy – do „zrozumienia” Rosji nawołują politycy niemal wszystkich sił, od eurosceptycznej, konserwatywno-liberalnej Alternatywy dla Niemiec (AfD), po współrządzących socjaldemokratów, a wiceprzewodnicząca opozycyjnej (na szczęście), postkomunistycznej Lewicy Sahra Wagenknecht powiela rosyjską propagandę na temat „faszystów”, którzy obalili rząd Wiktora Janukowycza i popiera secesję Krymu.

Zresztą nie tylko na Niemców Ukraina nie może liczyć. Francuzi właśnie zwodowali zbudowany dla rosyjskiej marynarki wojennej okręt szturmowy i są w trakcie budowy kolejnego. Z kolei w Wielkiej Brytanii za pośrednictwem dziennika „The Guardian” wypłynęły notatki, z których wynika, że rząd brytyjski nie chce stosować wobec Rosji sankcji, które mogłyby zaszkodzić londyńskiemu City. Ponadto Rosjanie mają ochotę budować elektrownie atomową na Wyspach, czym Brytyjczycy są wstępnie zainteresowani.

No cóż, business is business. I nie łudźmy się, gdybyśmy leżeli nieco dalej na zachód, także w Polsce na temat ewentualnych sankcji wobec Rosji byłoby ciszej. Problem w tym, że imperialna polityka Putina realnie zagraża nie tylko Ukrainie, ale także Polsce. Choć Kozacy już kiedyś poili konie w Sekwanie, a jeszcze do niedawna Armia Czerwona stacjonowała na terytorium wschodnich Niemiec, nasi unijni współobywatele nie czują się zagrożeni. Jedność Europejczyków to mrzonka, kończy się tam, gdzie zaczynają realne interesy. Nie zmienia tego deklaracja chęci podpisania politycznej części umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą.

Oczywiście o współpracę z głównymi rozgrywającymi UE warto się starać, ale warto zwłaszcza zerkać na tych, którzy polityką Putina mogą czuć się zagrożeni: Szwecją, która w związku z tym, co dzieje się na Krymie, zmienia doktrynę obronną. Państwami bałtyckimi, w których mieszka wielu Rosjan – już niedługo Putin i jego propagandyści mogą zacząć głosić tezy o rzekomych represjach stosowanych wobec nich. I jedną z najsilniejszych armii świata – Turcją. A przede wszystkim samemu budować swoją pozycję gospodarczą i militarną.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Stefan Sękowski