Śmierć wywróciła świat Wojtasów do góry nogami, ale kiedy Pan Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno.
Zima tego roku sprzyjała robocie w lesie… Jest 29 stycznia, Mogielica. Nikt nie widział wypadku. Jak to się stało, że przyczepa skrzyżowała się z ciągnikiem, a pan Janusz leżał na drodze, nie wiadomo. Nie miał nawet zadrapania, żadnego złamania, tylko poważny uraz głowy i, jak się później okazało, wylew. Mężczyzna nie był tego dnia w lesie sam. Ktoś, kto mu pomagał, właśnie poszedł po piłę, która została u góry. Znalezionego pana Janusza nie udało się uratować. Wieść szybko dotarła na dół, do domu, do pani Elżbiety. To niemożliwe! Jak? Kto? Co się stało? Dlaczego? Pytania, od których nie sposób opędzić się. Boże! Brakuje powietrza. Łzy. Oczy, policzki tracą blask. Głos zapada się. Jest teraz głęboki, ciemny, z samego dna smutku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Zbigniew Wielgosz