Na najsłynniejszym brytyjskim uniwersytecie czytanie książek jest równie ważne jak taniec i wioślarstwo. Unikatową edukację otrzymuje tu około 200 Polaków.
Poranek. Po chodniku dziedzińca Hertford College Uniwersytetu w Oksfordzie stukają szybko obcasy młodej dziewczyny. To Maria Wilczek, studentka II roku studiów licencjackich PPE (filozofia, politologia i ekonomia). Spieszy się na wykład z fizyki. – U nas nie ma wykładów obowiązkowych, za to wszystkie są otwarte dla studentów uczelni. Lubię chodzić na wykłady z dziedzin, które nie są związane z moim kierunkiem – mówi. Wykłady dotyczą kwestii omawianych później na obowiązkowych „tutorialach”. To jedyne w swoim rodzaju zajęcia, prowadzone w dwuosobowych grupach, choć zdarza się, że profesorowie mają pod opieką nawet jedną osobę. Te spotkania są czymś, co być może najbardziej różni studiowanie w Oksfordzie od polskich uczelni. To spotkania mistrza ze swoim uczniem. – Na studiach pierwszego stopnia co tydzień musiałem napisać wypracowanie, które sprawdzał światowej klasy specjalista, z którym następnie spotykałem się, by dyskutować o tezach zawartych w mojej pracy. To doświadczenie nie do przecenienia – mówi Andrzej Wolniewicz, który w Oksfordzie pisze doktorat o ewolucji ichtiozaurów. – Jesteśmy często tak dobierani do grup, byśmy się ze sobą nie zgadzali, aby prowokować dyskusję. Z założenia trwa ona godzinę, półtorej, często jednak dłużej, przenosząc się na kolację w stołówce albo do pubu – dopowiada Maria Wilczek.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stefan Sękowski