Gaz z łupków miał być receptą na wszystkie polskie problemy finansowe. Premier Donald Tusk twierdził nawet, że zyski z eksploatacji gazu uratują walący się system emerytalny. Gaz jest, ale nie ma odpowiednich przepisów, by go eksploatować.
Kilka tygodni temu jedna ze spółek poszukujących gazu w pokładach łupków (chodzi konkretnie o irlandzką spółkę San Leon Energy) ogłosiła, że w okolicach Trójmiasta natknęła się na złoża gazu w pokładach łupkowych. – To najbardziej zachęcający próbny odwiert pionowy, jaki wykonano do tej pory w łupkach w Polsce – stwierdził szef San Leon Energy Oisin Fanning. Już teraz z wciąż tylko próbnego odwiertu Lewino-1G2 wypływa około 50 tys. stóp sześc. gazu na dobę, a po pełnym przygotowaniu odwiertu gazu będzie nawet 10 razy więcej. Kolejny wzrost ilości gazu (być może nawet kilkunastokrotny) będzie możliwy po wykonaniu odwiertu poziomego. Firma już złożyła odpowiednie podania i czeka na odpowiedź ze strony urzędników. Przygotowany otwór musi być jeszcze uszczelniony i w zasadzie mogłaby się rozpocząć eksploatacja komercyjna. Władze spółki twierdzą, że wszystko teoretycznie mogłoby być gotowe w październiku, może listopadzie. Mogłoby, gdyby nie fakt, że w zasadzie nie wiadomo, na jakich zasadach taka eksploatacja miałaby się odbywać. Nie, nie chodzi o kwestie techniczne, tylko formalne. Choć o gazie w niekonwencjonalnych pokładach (czyli pokładach łupkowych) mówi się od wielu lat, wciąż nie ma odpowiednich przepisów. Wspomniana spółka nie wie do dzisiaj, jakiej wysokości podatek miałaby zapłacić za wydobyte paliwo. Być może właśnie niepewność legislacyjna, która ma gigantyczny wpływ na opłacalność inwestycji, jest powodem wycofania się z polskiego rynku wielu dużych firm międzynarodowych, takich jak np. Marathon Oil, kanadyjski Talisman Energy czy amerykański gigant Exxon Mobil.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek