W pożarze stracili dom i cały dobytek. Z pomocą przyszli sąsiedzi, parafia, władze i wielu anonimowych ludzi. Pomoc jest jednak wciąż potrzebna.
Grudniowa noc Marianowi Czarnieckiemu z Dzietrzychowic będzie śniła się chyba do końca życia. W kilkadziesiąt minut stracił cały dobytek. Ogień błyskawicznie strawił jego dom. – Usłyszałem jakieś trzaski. Wyszedłem na korytarz i zobaczyłem palącą się boazerię. Przerażony pobiegłem do rodziców, żeby ich ratować. Oboje są starsi, schorowani i mają problemy z poruszaniem się. Wyniosłem mamę i wyprowadziłem tatę – opowiada ze łzami w oczach życiową tragedię. Wiejska społeczność szybko się zjednoczyła i uruchomiła akcję pomocy dla rodziny. Koordynacją zajął się Parafialny Zespół Caritas (PZC), który utworzył specjalne subkonto na ten cel. Zawiązał się także komitet odbudowy domu. – Mieszkańcy parafii poczuli się odpowiedzialni za swoich sąsiadów – tłumaczy proboszcz ks. Krzysztof Kwaśnik. – W niedzielę przed świętami zbieraliśmy tacę na ten cel. Przyniosła ok. 7 tys. złotych. To pokazuje piękną odpowiedź ludzi – dodaje. Na tym się nie skończyło. W sylwestra Koło Gospodyń Wiejskich zorganizowało sylwestra dla 120 osób. Cały dochód z imprezy przeznaczono na odbudowę domu. Niedawno miejscowa Caritas zorganizowała specjalny bal charytatywny na 150 osób. – Zdarzyła się tragedia i trzeba ludziom pomóc. To przecież mógł być dom każdego z nas – zauważa Lucyna Poliszuk z PZC.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
kk