Podobno gazeta Michnika walczy o równouprawnienie. Ale jej dziennikarki muszą się publicznie tłumaczyć z tego, że są na urlopie macierzyńskim. Ich tekst przypomina list z obozu pracy przymusowej.
02.02.2014 09:25 GOSC.PL
"Gazeta Wyborcza" dumnie stoi na straży praw kobiet, szerząc wyzwalające postulaty gender i udostępniając swoje łamy czołowym aktywistkom frontu feministycznego. Jej zwolennicy powtarzają w kółko, że gdyby nie redakcja z Czerskiej, polskie kobiety wciąż tkwiłyby pod jarzmem męskich tyranów (przede wszystkim tych w sutannach), a być może nie miałyby nawet praw wyborczych. Nikt podobno nie dba tak o ineresy kobiet jak redaktorzy od Michnika. Zobaczmy zatem jak wygląda życie kobiety w tej redakcji w praktyce.
Kilka dni temu w "Gazecie" ukazał się tekst "Ty? Rok z dzieckiem w domu?!" Dziennikarki "Wyborczej" zostały matkami na 100 proc. Tekst, w którym Katarzyna Staszak, Natalia Waloch-Matlakiewicz tłumaczą się przed czytelnikami (a może przed swoją redakcją) z tego, że są na urlopie macierzyńskim.
Jedna z nich pisze: "Urodziłam po dziewięciu latach pracy w "Wyborczej". Ucieszyłam się, że będę miała prawo do rocznego urlopu, bo chciałam być matką na sto procent. Ale zaraz potem, wobec wszechobecnej krytyki wydłużonego macierzyńskiego, wpadłam w wir niekończących się rozterek".
Druga z kolei podkreśla: "Jak z podziwem zauważył kolega redaktor, pierwszy tekst z macierzyńskiego zamówiłam i zredagowałam pięć dni po porodzie. Z miłości do pracy, poczucia obowiązku, nieskromnego przekonania, że lepiej niż koledzy znam się na służbie zdrowia. I ze strachu, że o mnie w redakcji zapomną. Są dni, gdy to ostatnie odczucie dominuje [...] Pracuję niemal codziennie. O 20, gdy dziecko zaśnie, parzę kawę i odpalam komputer. Telefony i mejle załatwiam podczas dwugodzinnego spaceru. Robię to, by po roku zasłużyć na to samo biurko".
Choć obie zgodnie podkreślają, że chcą spędzić ze swoimi dziećmi jak najwięcej czasu, a obecność przy pierwszych chwilach swojego dzieciątka jest znacznie bardziej pasjonująca, niż ślęczenie nad najciekawszym numerem "Wyborczej", to jednak z ich relacji bije dramatyczny opis obozu pracy, w którym dużo mówi się o prawach kobiet, ale kiedy przychodzi co do czego to nie szanuje się tak podstawowego z nich jak urlop macierzyński. Bo gdyby kobieta była szanowana jako matka, to nie obawiałaby się, że po roku spędzonym z dzieckiem wyleją ją z pracy.
Cały tekst jest strzałem w stopę "Wyborczej". Pokazuje czarno na białym, że ci, którzy programowo niosą na sztandarach hasło równouprawnienia kobiet, w rzeczywistości traktują je jak niewolników na plantacji - wartościowych o tyle, o ile wyrobią określoną normę pracy. Tymczasem kobieta nie jest cenna z powodu wypracowanego przez nią materiału, ale jest cenna po prostu. A jednym z najpiękniejszych aspektów jej życia jest właśnie macierzyństwo. Możliwość tak bliskiej obecności przy rodzącym się i dorastającym życiu, jakiej my mężczyźni nigdy nie doświadczymy. Choćbyśmy nie wiem jak długo walczyli o równouprawnienie w tej kwestii. I prawdziwy facet, który Was szanuje, drogie Panie, nie będzie Wam wypominał urlopu macierzyńskiego, ale zrobi wszystko, co w jego mocy, by wesprzeć Was w tym czasie. Czy to jako ojciec, czy jako pracodawca.
Wojciech Teister