Niedawno zmarł prof. Władysław Serczyk. Czuję się w obowiązku pożegnać go tutaj z moją osobistą wdzięcznością.
Pisałem na te gościnne łamy przed świętami Bożego Narodzenia kolędę dla nieobecnych. Z myślą o tych, których zabraknie przy wigilijnym stole. I ten brak zaraz odczułem przez kolejne opustoszałe miejsca. Z wielkim żalem pożegnaliśmy zaraz po Nowym Roku Wojciecha Kilara, cudowną postać polskiej sceny muzycznej i duchowej. Z żalem i zarazem przecież z nie mniejszą wdzięcznością za ten ślad piękna i dobra, który jego muzyka zostawiła i żłobi wciąż na nowo w naszych duszach, w naszej wyobraźni. Wkrótce potem, 5 stycznia, dotarła do mnie wiadomość o śmierci mojego Mistrza z Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesora Władysława Serczyka. Nie był postacią anonimową. Setki tysięcy Polaków ostatniego czterdziestolecia przez pryzmat jego książek spoglądało na historię Rosji – przez z taką swadą opowiadane biografie Iwana Groźnego, Piotra, Katarzyny. Albo na historię Kozaków i Ukrainy – również w jego dziełach uchwycone. Czuję się jednak w obowiązku pożegnać go tutaj z moją osobistą wdzięcznością.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Nowak