Odnowiona Galeria Sztuki Średniowiecznej warszawskiego Muzeum Narodowego zapiera dech. Tak blisko świętych obrazów i rzeźb, w dodatku omadlanych przez wieki przez tysiące wiernych, nie można być w żadnym z dzisiejszych kościołów.
Rana Chrystusa jest tak świeża, jakby rzeźbiarz Piety z kościoła cystersów z Lubiąża nie pracował nad nią w 1370 r., ale najwyżej kilka miesięcy temu. Aż kusi, jak Tomasza Apostoła, żeby dotknąć umęczonego ciała. Sacrum nie od święta Twarz Matki Bożej, trzymającej na kolanach ciało Zbawiciela, przeszywa straszny ból. Musiała na średniowiecznych wiernych wstępujących w progi śląskiej świątyni robić podobne wrażenie jak na zwiedzających wystawę w Muzeum Narodowym. Chociaż jednych i drugich dzieli pół tysiąclecia, czyli kilka historycznych epok. Wędrówce wśród gigantycznych, misternie rzeźbionych wieloskrzydłowych nastaw ołtarzowych może też towarzyszyć w słuchawkach dźwięk średniowiecznych chorałów. Malowane, rzeźbione lub rzeźbiarsko-malarskie ołtarze nie tylko można po raz pierwszy zobaczyć z tak bliska, ale w dodatku obejść dookoła, oglądając także te części, które w średniowiecznych kościołach były pokazywane z daleka, i to w największe święta. Ruchome skrzydła zazwyczaj bowiem przesłaniały część centralną: rzadko oglądane przedstawienia w otwartym retabulum, bogato zdobione i złocone, miały wzbudzać w wiernych uczucie obcowania z niedostępnym na co dzień sacrum. Na skrzydłach z kolei umieszczano sceny narracyjne: cykle pasyjne, maryjne lub żywoty świętych. W części centralnej – bardziej reprezentacyjne przedstawienia Ukrzyżowania, Zaśnięcia i Wniebowzięcia Maryi lub figury świętych czy też Maryi z Dzieciątkiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Gołąb