Co za dużo, to niezdrowo. Zasypane gadżetami pokolenie szukające wolnego miejsca na parkingu przed supermarketem zapomniało o tej dewizie.
Z ogromną tęsknotą patrzę na tę fotografię. Niewielka wysepka Klovharun w Zatoce Fińskiej. Kamień na kamieniu, bezkres morza. I mikroskopijny domek wybudowany przez Tove Jansson, „mamę Muminków”. Prostota. Cisza. Drewniany stół, lampa, okno. Piecyk. Żadnych zbędnych gadżetów. Drewniana chatka oblana morzem. Przenoszę wzrok na tony płyt, które gromadziłem przez lata, na sterty książek, „które kiedyś na pewno przeczytam”, na torby pełne zakupów. Otwieram szufladę, z której wysypuje się kłębowisko ładowarek do telefonów, których dawno już nie mam, i kabli, „które mogą się kiedyś przydać”, spoglądam na dzieci obsypane z każdej strony prezentami i stęskniony wracam wzrokiem do fotografii chatki na wysepce Klovharun. Wpadłem po uszy. Odkurzam rozmowy z przyjaciółmi sprzed kilkunastu lat: „Słuchałeś nowego albumu Nirvany? Krążka Pearl Jam?”. Dziś młodzi przenoszą na pendrive’ach do komputerów kilogramy empetrójek, których nigdy nie zdołają wysłuchać. Nie znajdą na to czasu. To pokolenie gadżetów. Goniące od promocji do promocji. Ledwie skończyło się szaleństwo przedświątecznych zakupów, a już rozpoczęła się wyprzedaż zimowych kolekcji. Urządzenia, które mamy w domach, po tygodniu stają się przestarzałe. Moje dzieciaki nie zdążyły jeszcze oswoić się z nowym Windowsem 8, a już komputer zaproponował im aktualizację do wersji z jedynką po przecinku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz