Niektórzy uważają, że studiowanie gender nie wykrzywia myślenia. Niech więc zajrzą do wywiadu Mazurka z Bratkowską.
03.01.2014 15:50 GOSC.PL
Feministka Katarzyna Bratkowska oświadczyła w wywiadzie Roberta Mazurka dla „Rzeczpospolitej”, że jest komunistką. Równie dobrze mogłaby oznajmić, że jest nazistką. Komunizm niczym specjalnym nie różni się od innych zbrodniczych systemów, z wyjątkiem rekordowej liczby państw, jakie ta zaraza objęła, i rekordowej liczby ofiar. Jak zauważył Mazurek, Bratkowska „oszczędnie gospodaruje wiedzą historyczną”. Przykładem tego może być jej stwierdzenie, że w pismach ideologów komunizmu nie ma mowy o zbrodniach. Można by więc zapytać, gdzie, na przykład, Hitler mówił lub pisał, że Żydów należy wymordować. Teoretycy systemów, które owocują zbrodnią, z reguły kreują się na miłujących pokój i powszechne szczęście dobroczyńców. Czasem uchylają rąbka swoich zamiarów, ale z reguły wtedy, gdy i tak już nie ma czego ukrywać, bo wszyscy widzą, jak owocuje ich ideologia.
Uważam, że komunistyczne deklaracje Bratkowskiej są ważne. Potwierdzają bowiem opinię, że feminizm w jego obecnym, skrajnie lewicowym wydaniu, jest nowym bolszewizmem, a w każdym razie czymś równie niebezpiecznym. I nie ma w tym żadnej przesady. Gdy bolszewicy walczyli o władzę, nikomu nie przyszło do głowy, czym się stanie komunizm, bo gdyby przyszło, niczym by się nie stał. Takie rzeczy albo odrzucamy, gdy są „poglądem mniejszościowym”, albo stajemy się ich ofiarami.
Na razie w Polsce jeszcze możemy to odrzucić, choć już, zanim nas ktokolwiek zapytał, genderyści (feministki są z zasady rzeczniczkami gender – Bratkowska nawet wykładała gender) wchodzą do przedszkoli i szkół, i robią naszym dzieciom pranie mózgów. Zresztą nic w tym dziwnego, że nie pytali, bo wówczas otrzymaliby odpowiedź – a doskonale wiedzą, jak by ona brzmiała teraz, gdy mózgi są jeszcze niewyprane.
Ponieważ, dzięki trzem parom rodziców przedszkolaków z Rybnika, Polska dowiedziała się, że to nie są ćwiczenia, i że to się dzieje naprawdę, genderyści zostali zmuszeni do zmiany taktyki. Mówią teraz, że „cały ten szum” to uciekanie Kościoła od zarzutu pedofilii, że nie ma o co się awanturować, bo gender to po prostu dbanie o prawa kobiet w pracy i w domu, o to, żeby nie było przemocy wobec kobiet – i tak dalej. Ale spytajcie jakąś przedstawicielkę gender studies (zazwyczaj to przedstawicielka, a nie przedstawiciel – tu parytety jakoś nie działają) o taki choćby szczegół, co to jest rodzina. Niech powie, czy według niej rodziną można nazwać żyjących ze sobą dwóch facetów. Albo czy można taki coś nazwać małżeństwem w kraju, w którym prawo przyznaje im taką możliwość. To, co usłyszycie, powinno wystarczyć, żeby wyrobić sobie odpowiednie zdanie na temat tego, czym jest gender.
Ale do tego celu równie dobrze służy wywiad Mazurka w weekendowej „Rzepie”.
Franciszek Kucharczak