Na europejskiej pomocy świadczonej państwom w kryzysie finansowe firmy doradcze zarabiają miliony euro. Często pobierając je za wadliwe audyty.
17.12.2013 10:35 GOSC.PL
To miała być pomoc finansowa w ramach europejskiej solidarności, wzięcie pod ramię biedniejszych przez bogatszych. Już kolejny rok elity polityczne Unii Europejskiej stosują wobec przeciwników działania ratunkowego wobec takich państw jak Grecja, Irlandia czy Hiszpania tego typu szantaż moralny. Miliardy euro płyną więc szerokim strumieniem do ich budżetów, a za ich pośrednictwem do banków, w których państwa te się zadłużyły.
Całym procesem zarządza „trojka” – Europejski Bank Centralny, Komisja Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Żeby dowiedzieć się, w jakiej sytuacji rzeczywiście jest gospodarka ich klientów, jak ma się ich system bankowy i finanse publiczne, potrzebują wyników audytów. Zlecają je międzynarodowym firmom doradczym.
Według portalu EUobserver.com firmy te każą sobie płacić za swoje usługi gigantyczne pieniądze. Wiadomo, to instytucje renomowane, a sprawy, którymi mają się zajmować, są poważne. Problem w tym, że wyniki ich pracy pozostawiają wiele do życzenia. Przykładowo firma BlackRock Solutions zbadała w 2011 roku sytuację w irlandzkich bankach. Z jej prognoz wynikało, że w najgorszym wypadku w latach 2011-2013 irlandzki sektor bankowy zarobi 1,9 mld euro. Do połowy 2012 roku zarobił raptem 0,4 mld. Irlandzki bank centralny zapłacił za tę analizę 30 mln euro.
Co ciekawe, rok temu BlackRock Solutions zapowiedział, iż zamierza wykupić 3 proc. udziałów w Banku Irlandii, którego sytuację finansową wcześniej badał. Czy wiedzę na temat rentowności takiego posunięcia czerpał tylko z niezależnych źródeł? Konflikt interesów miał także występować przy wartym miliony euro kontrakcie z firmą A&M, która miał pomóc stanąć na nogi Bankowi Cypru. Na Cyprze różne firmy zarabiają także krocie na wzajemnym sprawdzaniu efektów swojej pracy. Hiszpania wydała łącznie 30 mln euro na audyty przeprowadzone przez łącznie sześć firm, w tym wszystkie należące do tzw. Wielkiej Czwórki (Deloitte, Ernst&Young, KPMG i PriceWaterhouseCoopers).
Oczywiście można powiedzieć, że za jakość pracy się płaci. Nie do wszystkich analiz można mieć zastrzeżenia – jednak milionowe wynagrodzenia mogą jeżyć włos na głowie, zwłaszcza jeśli mamy w pamięci to, czemu rzekomo mają służyć: pomocy państwom w tarapatach. Po kilku latach nieustannej „walki z kryzysem” warto się zastanowić, kto na niej najwięcej zarabia.
Stefan Sękowski