Ukraina, o której mówią zachodni politycy, nie istnieje. Tak jak nie istnieje już Unia, o której marzą demonstranci z kijowskiego Majdanu - korespondencja z Kijowa.
28.11.2013 10:58 GOSC.PL
To, co dzieje się na kijowskim Majdanie, jest mieszanką obywatelskiej energii, młodzieńczej naiwności i – może nie do końca świadomej – bezradności wobec realiów politycznych.
Dwa pierwsze „składniki” są w miarę jasne. Całodobowe czuwanie na zmiany (niektórzy od rana do wieczora) na kilkustopniowym mrozie, ogromna mobilizacja młodszych i starszych, zbieranie podpisów m.in. pod wnioskiem o rozpoczęcie procedury usunięcia Janukowycza z funkcji prezydenta, strajk studentów narażających się na kłopoty na uczelniach – to wszystko musi robić wrażenie. Atmosfera „festiwalu wolności”, jak lubią tu powtarzać „Majdańczycy”, grająca niemal non stop na żywo muzyka, płomienne (dość populistyczne) przemówienia ze sceny, podskakujący kilkutysięczny tłum w rytm skandowanego hasła „Kto nie skacze, ten Moskal”, wreszcie powtarzane przez młodych opinie, że „trzeba usunąć ten reżim” – nadają tym wydarzeniom otoczkę pewnej niewinnej młodzieńczej naiwności. Niewinnej – bo to nie żaden happening rozwydrzonej młodzieży, która nie ma co z sobą robić wieczorami i dlatego przyszła „się zabawić”. Po godz. 23, gdy na Majdanie ciągle czuwało, bawiło przy muzyce i grzało się przy rozpalonych ogniskach ok. 1000 osób, na placu nie spotkaliśmy ani jednego pijanego uczestnika. Żadnych awantur. Niektórzy odprowadzali się do samochodów. – Przyjedźcie jutro, koniecznie ze znajomymi – zachęcali się nawzajem i widać było, że są przekonani, iż uczestniczą w czymś wyjątkowym, czymś więcej niż mecz czy koncert. Do pobliskiej stołówki z tradycyjną ukraińską kuchnią co jakiś czas wchodziły grupki „oflagowanych” barwami Ukrainy demonstrantów – siadali przy stołach i żywo dyskutowali, całkiem na poważnie, o tym, co się dzieje. Większość z nich to nie żadni liderzy, działacze – ot, po prostu poczuli tzw. ducha czasu i zaangażowali się w protest. Rewolucyjny nastrój udzielał się wszystkim wokół.
Jednocześnie to wszystko, co dzieje się na kijowskim Majdanie i w paru innych miastach Ukrainy, jest mimo wszystko… dowodem bezradności i braku orientacji w realiach . Wczoraj długo rozmawiałem z jednym z bardziej znanych dziennikarzy ukraińskich. Zwrócił mi uwagę na to, jak demonstranci mylą pewne pojęcia. – Oni na przykład myślą, że jak Ukraina podpisze układ stowarzyszeniowy z Unią, to od razu będą mogli bez paszportów i wiz podróżować na Zachód – mówi wprost. – A skoro Janukowycz nie podpisuje umowy, to myślą, że im tę możliwość odbiera. I taka jest świadomość większości z nich – dodaje.
Po drugie, demonstranci mimo spektakularnych wieców są w gruncie rzeczy bezradni wobec systemu, który panuje na Ukrainie. – Nie ma legalnego małego i średniego biznesu. Jest tylko legalna oligarchia. Mały biznes jest w szarej strefie, bo uzależniony jest od przeżartych korupcją urzędów skarbowych i władz wszystkich szczebli. Albo od oligarchów. I jeśli oligarchowie zechcą iść w stronę Rosji, to na nic się zdadzą prounijne demonstracje. Chyba że któryś z oligarchów zechce wesprzeć rewolucję, to wtedy może coś się zacznie. A dlaczego na wiecach nie ma już żadnych polityków opozycyjnych? – pyta retorycznie dziennikarz. – Byli na początku, a teraz ich nie ma (faktycznie na Majdanie ze sceny i z tłumu padały pytania: gdzie są politycy?!) – ciągnie dziennikarz. Okazuje się, że to część prowokacji, przygotownej przez jednego z prosystemowych dziennikarzy: rozsyłał zaproszenia na Majdan: przyjdźcie bez polityków, żadnych sztandarów partyjnych. – I to pasuje Janukowyczowi, bo ci ludzie sami nic nie zrobią, jeśli nie będą mieli za sobą działań opozycji w parlamencie – dodaje.
Jacek Dziedzina