Donald Tusk przewietrzył swój gabinet. Ale ważniejsze od nazwisk nowych ministrów jest to, czy poradzi sobie z korupcją we własnej partii.
Na rysunku Jerzego Wasiukiewicza synek pyta: „Tato, a co to jest rekonstrukcja rządu?”. Ojciec odpowiada: „To po prostu Feng shui, czyli wiara, że jak się coś poustawia w innym miejscu, to będzie od razu lepiej”. Rysunek zrobił dużą karierę w sieci, bo trafnie oddaje to, co wydarzyło się 20 listopada. Donald Tusk, według sobie tylko znanego klucza, wymienił sześcioro ministrów. Do rządu nie wszedł żaden znaczący polityk. Większość komentatorów jest więc zdania, że premier zrobił od dawna zapowiadaną rekonstrukcję, by wykonać „jakiś” ruch, gdyż kierowany przez niego gabinet całkowicie wyczerpał swoje możliwości. Chodziło przede wszystkim o to, by poprawić notowania i klimat wokół rządu. Czy ten efekt udało się osiągnąć? Jeśli wierzyć wykonanemu „na gorąco” badaniu przez TNS Polska, to raczej nie. Aż 61 proc. pytanych osób stwierdziło, że rekonstrukcja nie zmieni ich postrzegania rządu. Ale od czego są media. Jeśli rację mają specjaliści od politycznego marketingu, którzy chyba mieli największy wpływ na decyzje Donalda Tuska, nowe twarze zajmą przynajmniej na jakiś czas uwagę wyborców.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko