Za zasadne uważa dążenia do normalizacji stosunków Białorusi z UE wtorkowy państwowy dziennik białoruski "Zwiazda". Komentator innej państwowej gazety podkreśla jednak, że w Unii nikt szczególnie nie czeka na Białoruś.
Według dziennika "Zwiazda" sytuacja wokół Białorusi przed szczytem Partnerstwa Wschodniego (PW) w Wilnie "staje się coraz bardziej dynamiczna". Wynika to nie tylko z decyzji rządu Ukrainy o wstrzymaniu przygotowań do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, ale także z tego, że Białoruś "kontynuuje realizację skomplikowanej +wielostronnej+ polityki".
Dziennik podkreśla, że w minionym tygodniu Białoruś aktywnie współpracowała z partnerami UE w regionie, czyli Turcją i Azerbejdżanem. Jednocześnie szef białoruskiej dyplomacji Uładzimir Makiej "udzielił sensacyjnego wywiadu polskiemu +Dziennikowi. Gazecie Prawnej+", w którym "nie wykluczył możliwości przystąpienia Białorusi w przyszłości do Unii Europejskiej".
"Jest to bodaj pierwsze oświadczenie tej treści na takim szczeblu od wielu lat" - ocenia "Zwiazda".
W wywiadzie dla polskiego dziennika z 20 listopada Makiej oznajmił, że w ramach PW powinno się umożliwić różny stopień współpracy z UE, który nie wykluczałby zmiany tego stopnia w przyszłości. Zapytany, czy wyobraża sobie wobec tego wejście Białorusi do UE za 40 czy 50 lat, odparł: "A czemu nie? Spokojnie patrzmy na zachodzące procesy, zamiast zmuszać państwa do ostatecznego wyboru: albo z UE, albo z Unią Celną. Długo żyliśmy w cieniu dużych narodów, mieliśmy wspólne państwo z Polską, z Rosją, żyliśmy w ZSRR. Przez te 20 lat nie w pełni zbudowaliśmy własną tożsamość. Dajcie nam czas, by zdecydować, dokąd iść".
"Zwiazda" przypomina też o ostatnich wydarzeniach w relacjach ze wschodnim sąsiadem Białorusi. Podkreśla, że przekazała ona Rosji dyrektora generalnego rosyjskiego koncernu potasowego Urałkalij Władisława Baumgertnera, zatrzymanego pod koniec sierpnia w Mińsku i podejrzanego wraz z innymi osobami o spowodowanie w białoruskim budżecie strat wysokości co najmniej 100 mln dolarów.
Tymczasem - jak podkreśla gazeta - już w dzień podjęcia tej decyzji premier Rosji odrzucił propozycję strony białoruskiej, by wypracować na terytorium Wspólnoty Niepodległych Państw skoordynowaną politykę przemysłową, i "w formie ultymatywnej domagał się zakończenia rozmów o połączeniu przedsiębiorstw MAZ i KamAZ".
"Świadczy to po raz kolejny o braku konstruktywnego nastawienia do kwestii integracyjnych u władz rosyjskich. Potwierdza się zatem także zasadność kroków zmierzających do normalizacji stosunków z Unią Europejską i jej partnerami w regionie. Białoruś powinna poszerzać swoje możliwości działania i pole manewru" - konkluduje dziennik.
Komentator innej państwowej gazety, "SB. Biełaruś Siegodnia", podkreśla jednak w artykule "Na rozdrożu", analizującym przypadek Ukrainy, że nikt w UE szczególnie nie czeka na Białoruś. Ukraina stała się "polem walki wielkich graczy geopolitycznych" - ocenia gazeta. Z jednej strony - tłumaczy - wejście Ukrainy do UE byłoby ogromnym ciosem dla Rosji, która postrzega ją jako "część swej przestrzeni mentalnej". Z drugiej, znacznie osłabiłoby pozycję Unii Celnej Białorusi, Rosji i Kazachstanu, ze względu na ryzyko wdarcia się na te rynki za pośrednictwem Ukrainy tanich towarów europejskich, ale także dlatego, że bez Ukrainy sama konstrukcja tego organizmu jest niepełna.
Właśnie dlatego - pisze komentator - UE dążyła do związania ze sobą Ukrainy. "Polityka UE od dawna i konsekwentnie zmierza do stworzenia pasa +miękkiej zależności+ wzdłuż swoich granic i niedopuszczenia do jakichkolwiek alternatywnych kombinacji w bezpośrednim sąsiedztwie geopolitycznym" - ocenia gazeta. Przy tym - dodaje - UE wcale nie dąży do rozwoju i modernizacji państw, które "do siebie przywiązała", czego dowodem ma być masowa emigracja z państw bałtyckich, Bułgarii czy Rumunii na Zachód.
"Niemniej, naiwny eurooptymizm pozostaje szczególną osobliwością wielu państw leżących na pograniczu UE (...) Jest to w niepoślednim stopniu związane z silną, agresywną autoreklamą Brukseli" - ocenia autor, podkreślając, że chętnych do rozważania o europejskiej drodze nie brakuje także na Białorusi i w Rosji.
"Tylko że tym zagorzałym +eurointegratorom+ jakoś nie przychodzi do głowy, że w UE nikt na nas szczególnie nie czeka i dreptać w europejskim przedsionku można latami. Nie lepiej wobec tego +budować Europę+ u siebie w domu zamiast napraszać się UE w charakterze biednych krewnych?" - kończy autor.