Rosną nadzieje na pokój nad afrykańskimi Wielkimi Jeziorami. Wiele zależy od treści porozumienia pokojowego, które ma zostać podpisane 11.11 w stolicy Ugandy, Kampali.
Pierwszym krokiem ku stabilizacji w tym nękanym nieustannymi konfliktami regionie Afryki było złożenie broni przez rebeliantów Tutsi z ugrupowania M23. Ich wojskowy przywódca wraz z niemal dwoma tysiącami partyzantów uciekł do mediującej w sporze Ugandy i tam się poddał. Oznacza to nadzieje na pokój na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga, gdzie od 18 miesięcy trwała nowa krwawa wojna mająca swe reperkusje także w krajach ościennych.
„Wszyscy liczymy, że porozumienie przyniesie coś dobrego – powiedział Radiu Watykańskiemu wicesekretarz kongijskiego episkopatu, ks. Donatien Nshole. – Jednak na chwilę obecną nie znamy jego szczegółów. Jedni mówią o konkretnym porozumieniu pokojowym, inni o zwykłej deklaracji. Jednak zarówno dla narodu kongijskiego jak i dla Kościoła w naszym kraju zasadnicze jest to, by cokolwiek, co zostanie podpisane, nie uderzało w rzeczy dla nas najważniejsze: w integralność kraju i jego niepodległość. Istnieją pewne obawy, ponieważ Kongijczycy są przekonani, iż Uganda i Rwanda chcą wykorzystać gospodarczo nasz kraj. Wszyscy wiedzą, że to one wspierały rebelię. Liczymy na to, że nadchodzący po wojnie pokój nie przekształci się w wyzysk w majestacie prawa”.
Z kolei ordynariusz Gomy będącej stolicą Północnego Kiwu, gdzie toczył się konflikt podkreśla, że za wszelką cenę trzeba dążyć do zaprowadzenia pokoju. „Pojednanie jest konieczne, ponieważ jesteśmy skazani na wspólne życie. Musimy stopniowo umacniać ten kruchy pokój, tak jak wzmacniamy ściany naszych niestabilnych domostw” – podkreśla bp Théophile Kaboy.
Jednym z największych problemów, jakim będzie musiał stawić czoło region po podpisaniu porozumienia pokojowego, jest powrót uchodźców. Szacuje się, że w tymczasowych obozach, w warunkach urągających ludzkiej godności mieszka aktualnie ok. 800 tys. Kongijczyków. Większość z nich nie ma do czego wracać, ponieważ ich domy zostały zniszczone, a cały skromny dobytek rozkradziony. Mowa tu choćby o potrzebie ziarnie pod nowy zasiew, który mógłby zapewnić wyżywienie. Także w tym kierunku idą działania obecnych w Kiwu organizacji pomocowych.