Nagi mężczyzna ociera się o figurę Ukrzyżowanego Jezusa - to propozycja wystawy w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. A może raczej Centrum Seksualnych Wynaturzeń w Warszawie? Czas zaprotestować, bo CSW jest finansowane także z publicznych pieniędzy.
02.11.2013 18:42 GOSC.PL
O tym, że prowokacja polegająca na kpinie z Jezusa i Jego krzyża jest tanim sposobem na zyskanie medialnego rozgłosu przez niespecjalnie utalentowanych próżniaków (bo skandal sprzedaje się sam, a żeby stworzyć dzieło potrzeba talentu i wysiłku) nie muszę nikomu mówić. Kilka tygodni temu koleżanka opisywała przypadek pewnej pani, która zapragnęła sławy, ale jako że jej grafiki nie powalały urodą, to wybrała formę prowokacji "przybijając" do krzyża kurę. Rozgłos zyskała błyskawicznie, choć artystką wielkiego formatu się przez to nie stała.
Jeszcze dalej poszedł pewien absolwent jednej z polskich ASP. Mężczyzna wypożyczył z Muzeum Narodowego w Warszawie średniowieczny krucyfiks, po czym użył go jako rekwizytu w filmie ze swoim udziałem. Reżyser i odtwórca głównej roli zarazem występuje w produkcji nago, przytulając się do figury Chrystusa, ocierając o nią genitaliami i symulując przeróżne działania nadające się do pornobiznesu, a nie galerii sztuki. Po co to robi? – Do pracy, w której pieszczę Chrystusa motywowała mnie chęć obrazy tego, co nie jest Bogiem – tłumaczył. Film "artysty" jest od jakiegoś czasu prezentowany w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Choć skrót instytucji (CSW) powinien odtąd być rozwijany jako Centrum Seksualnych Wynaturzeń.
O panu z bluźnierczego pornosa jestem w stanie myśleć jedynie z głębokim współczuciem. Facet, który celowo obraża najohydniej jak tylko potrafi Kogoś, Kogo kocham nie jest chyba w stanie wzniecić we mnie furii, choćby z tego powodu, że największą krzywdę wyrządza nie Bogu, nie Kościołowi, nie chrześcijanom czy mnie, ale przede wszystkim sobie samemu. Niech ma swoją chwilę sławy, jeśli tak bardzo jej pragnie. Sława mija pędko. Bardziej w tym momencie zastanawia mnie skąd Centrum Sztuki Współczesnej bierze pieniądze na finansowanie tego typu ekshibicji... przepraszam, ekspozycji. A są to pieniądze publiczne, gdyż organizatorem CSW jest minister właściwy do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego.
W takim wypadku nie ma specjalnie sensu zawracanie sobie głowy autorem bluźnierczego pornosa, ale warto wziąć się do roboty i napisać choćby krótki list protestatycjny lub e-mail prosto do Ministerstwa Kultury. Warto napisać, bo na dzień dzisiejszy jesteśmy obrażani i to za pieniądze z naszych podatków. Dla ułatwienia adresy zamieszczam tutaj:
minister@mkidn.gov.pl
lub gdyby ktoś wybrał drogę klasycznego listu:
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
ul. Krakowskie Przedmieście 15/17
00-071 Warszawa
W liście warto zaznaczyć jedną kluczową informację: stanowczy protest przeciw finansowaniu przez Ministerstwo instytucji, która w zwyczajnie obrzydliwy sposób obraża uczucia religijne tak wielu Polaków, a co za tym idzie pociągnięcie przez ministerstwo do odpowiedzialności dyrektora CSW, pana Fabio Cavallucci. Treść nie musi być skomplikowana. Może brzmieć np tak:
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski
Szanowny Panie Ministrze! Wyrażam głęboki sprzeciw wobec promowania przez MKiDN instytucji Centrum Sztuki Współczesnej, która - choć jest finansowana również z publicznych pieniędzy - organizuje wystawy będące przykładem skrajnego braku szacunku dla przekonań i wiary znacznej części Polaków. Prezentacja filmu pana Jacka Markiewicza, na którym twórca świadomie chce znieważyć chrześcijaństwo poprzez odgrywanie czynności seksualnych z figurą ukrzyżowanego Chrystusa jest wyrazem pogardy z jaką twórca i organizatorzy wystawy odnoszą się do żyjących w Polsce chrześcijan różnych wyznań. W związku z tym żądam jednoznacznej reakcji Ministra w tej sprawie, włącznie z odwołaniem dyrektora placówki, pana Fabio Cavallucciego.
podpis
Post Scriptum: Oczywiście mam świadomość, że nagłaśnianie sprawy jest jak kij o dwóch końcach: przecież twórcy zależy właśnie na marketingu. Jednak ten przypadek jest i tak obecny w mediach od kilku dni. Może więc zamiast protestować przeciwko "artyście", który w nosie ma nasze oburzenie, lepiej od razu uderzać w ludzi odpowiedzialnych za organizację takich wystaw? Może gdy jeden czy drugi dyrektor publicznej placówki straci stanowisko, to innym odechce się prowokacji i skoncentrują się na prezentowaniu prawdziwej sztuki? Do tego jednak jest potrzebna nasza zdecydowana reakcja.
Wojciech Teister