Pierwszego listopada świat nam rozpromienieje,
po zmroku najjaśniejsze znów staną się cmentarze,
gdzieniegdzie przejdzie zombie lub dynia się zaśmieje
i młodzież na ulicach poszuka mocnych wrażeń.
Amerykańskie święto wystrzeli z wielkim hukiem,
by mdłości dodać smaku i stać się szczyptą soli,
nam mało wciąż tradycji, idziemy po naukę,
ktoś wchodzi jak do cyrku w zacisze nekropolii.
"Cukierek albo psikus" – litania nowych czasów,
w szalonym kole śmiechu znów można się zakręcić,
halloweenowa gloria wśród wrzawy i hałasu,
zobaczą fajerwerki wprost z niebios Wszyscy Święci.
Radosne, piękne święto modlitwy i zadumy
wkręcone w wir zabawy, ludyczne, wprost wspaniałe,
płynące żwawym nurtem jak milusieńki strumyk,
pędzące środkiem Polski nowoczesności cwałem...
Lecz można złapać oddech, pomyśleć – skonstatować,
pozwolić nieść się dalej lub wstrzymać koło zdarzeń
i w ciszy, na kolanach litanii wspomnieć słowa,
by na sztormowym morzu spokojnym być żeglarzem.
Natrętne żywe trupy odejdą w świat horrorów
i nie drgnie głaz tradycji, nie pękną wiary mury,
co zrobić dzisiaj z dynią? – Nie będzie żadnych sporów –
powstaną placki, ciasta, kompoty, konfitury.
Pierwszego listopada zjawiają się wspomnienia
Patronów, Męczenników, Wybrańców – ludzi świętych,
na pierwszym planie Oni – w niebiańskich łaski lśnieniach,
więc niech nam będą drożsi niż złoto i diamenty.
Piotr Pyzik