W jednej z najgenialniejszych scen „Boskiej komedii” Dantego po pierwszym etapie drogi anioł usuwa znak pychy z czoła wspinacza, którego od tego momentu, w dalszej drodze, ogarnia niezwykła lekkość i nowe nieznane uczucie:
Na święte schody wstępujemy ninie, i zdało mi się, że lżej depcę ziemię, niżeli wprzódy na gładkiej równinie. Więc rzekę: – „Powiedz, mistrzu, jakie brzemię opadło ze mnie, że czuję tak mały trud, jakbym wszedł już między rajskie plemię” (II, 12,115–120) [tłum. A. Świderska]. I tak okazuje się, że uwolnienie od pychy równa się zrzuceniu ciężaru. To pycha utrudnia nam wspinaczkę i nie pozwala wznieść się na wyżyny. Diabeł nie ma kolan… Żaden z moich tekstów publicystycznych nie spotkał się z tak ostrą reprymendą Tadeusza Bartosia, jak napisany na czterolecie pontyfikatu Benedykta XVI artykuł pt. „Chodzi o Boga” (GN 16/2009), w którym zwrot „Diabeł nie ma kolan” jest jednym ze śródtytułów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Jerzy Szymik