Aborcjoniści rzadko próbują mierzyć się na argumenty. Wiedzą, że nie mają szans. A jednak ktoś spróbował - na portalu u Lisa.
02.09.2013 16:16 GOSC.PL
Prolajferzy bezlitośnie atakują abortofilów, wytykają im popieranie najgorszych rzeczy, takich jak morderstwo, wykazują niekonsekwencje i lekceważenie podstawowych praw ludzkich – a abortofile co na to? Żadnego merytorycznego odporu? Nic?
Ano właśnie – bezpośrednio z zasady nic. Bo co można zrobić, gdy się ma interes w propagowaniu zbrodni i – co zrozumiałe – nie ma się na usprawiedliwienie tego żadnych argumentów? Najlepiej przemilczeć sedno sprawy i zaatakować z flanki: pojazgotać, że kobiety cierpią, pochylić się nad trudnymi warunkami w jakich żyją, pojęczeć nad „dramatem wyboru”. Żadne trudne warunki i dylematy jednego człowieka nie są w stanie przeważyć prawa do życia innego człowieka, ale właśnie dlatego lobby aborcyjne, świadome pewnej porażki, z zasady nie idzie w dyskusji na zderzenie czołowe. Bo będzie katastrofa.
A jednak niejaka Marysia Mucha (tak się przedstawia) poszła na zderzenie w portalu naTemat.pl u Lisa i odważyła się wyszczególnić „7 grzechów głównych pro-liferów”. Zajrzałem tam, bo byłem szczerze ciekaw, jak też można przeprowadzić aborcyjny kontratak, i to w siedmiu punktach. No i – jak można było przewidzieć – pani Marysia zademonstrowała piękną katastrofę.
I co się okazuje: otóż prolajferzy „mylą poparcie prawa do aborcji z uwielbieniem dla samej aborcji. Grają na uczuciach”. Dalej: „Stawiają aborcję na równi z morderstwem, a aborcjonistki na równi z morderczyniami. Piętnują aborcjonistki”. Pani Marysia ma żal o „prosty zabieg zrobienia z zarodka człowieka”, bo to „ma czynić z aborcji morderstwo”. A przecież, jak stwierdza, „zlepek komórek, blastocysta, zarodek – nie jest jeszcze człowiekiem”. A z czego to wynika? Nie wiadomo. Czytamy za to, iż „naukowcy są raczej zgodni co do faktu, że przez pierwszych 6 miesięcy płód nie odczuwa bólu”. Możliwe, ale czy to znaczy, że miernikiem człowieczeństwa jest odczuwanie bólu? Na to Marysia Mucha nie daje odpowiedzi, stwierdza za to autorytatywnie, nie trudząc się argumentacją: „Kobieta, która zażyła tabletkę »po« nie ma nic wspólnego z morderczyniami dzieci”.
Co jeszcze strasznego robią prolajferzy. Ano, „aborcja służy im do usprawiedliwiania przestępstw, których dokonują, takich jak pedofilia. Popierają bicie dzieci.” I zaraz kolejny kwiatek: „Bicie dzieci jest dość powszechne w środowiskach, z których się pro-liferzy wywodzą – w środowiskach katolickich”. Na to jest dowód – wypowiedź księdza na portalu niedziela.pl: „Według mnie, klaps wymierzony z miłością jest dopuszczalny i jest skuteczną metodą wychowawczą. Potwierdzają to także opinie moich znajomych, którzy mają dzieci, często nawet kilkoro”. Klaps wymierzony z miłością to zatem dla pani Marysi „bicie”. Czym w takim razie jest zabicie, tego się już nie dowiadujemy.
Idźmy dalej. Prolajferzy „kopią leżące. Kopią dołki pod sobą”. Te leżące, to „biedne kobiety, które nie mają pieniędzy na dokonanie aborcji”. A dlaczego „kopią dołki pod sobą”? Bo „skazują swoje córki, siostry i przyjaciółki na to, aby czuły się gorsze, niezależnie od tego, czy usuną ciążę, czy nie”.
Dalej lecą o prolajferach hasła w rodzaju: „propagują złą moralność – są szkodliwi społecznie. Uczą również braku odpowiedzialności”. „Nie wierzą w ludzi”. „Uczą braku odpowiedzialności i braku myślenia perspektywicznego. Zakazać i koniec – o odpowiedzialności za kobiety, które urodziły dzieci wbrew własnej woli nie mówi się w ogóle”.
Co jeszcze ci prolajferzy robią? „Łączą swój ruch z religią zamiast łączyć go z nauką”. I zaraz potem: „Jeśli byś się udławił, to mam się za ciebie modlić, czy zastosować tzw. Rękoczyn Heimlicha? Widzisz, podobnie jest z kobietami – nie potrzebują bajek, ale pomocy medycznej opartej o dokonania współczesnej nauki. Spory dotyczące tego, kiedy płód zaczyna odczuwać ból oraz kiedy człowiek staje się człowiekiem nie powinny być rozwiązywane przez rozmodlonych panów po seminarium duchownym, ale przez naukowców”.
No i wreszcie siódmy punkt: mężczyźni. „Mężczyzna umywa ręce od całej sprawy, ale to właśnie mężczyzna stoi za tą całą pro-liferową szopką. Panowie w sukienkach bardzo sprytnie obarczają winą za wszystko kobiety, kiedy powszechnie wiadomo, że większość z nich uprawia seks (gdyż celibat to nie abstynencja seksualna, ale zakaz posiadania żony)”.
Pani Marysi zatem „powszechnie wiadomo”, że większość księży „uprawia seks”.
I jeszcze na koniec perełka: „Ja swoją blastocystę kochałam odkąd się o niej dowiedziałam i nazywałam ją swoim dzieckiem. Jednak to, że ja swoje instynkty macierzyńskie przelewam na zlepek komórek nie czyni z niego dziecka z biologicznego punktu widzenia. A kobiet, które nie chcą w zlepku komórek widzieć dziecka, nie można do tego zmuszać”.
Pani Marysiu, to miło, że instynkt macierzyński okazał się u pani silniejszy od proaborcyjnych poglądów i choć nazywała pani dziecko „blastocystą”, to jednak „swoją”. I choć ideologia każe pani utrzymywać, że „zlepek komórek”, który pani poczęła, jakiś czas nie był człowiekiem, to jednak od początku w głębi serca wiedziała pani, że to człowiek i kochała go pani jako człowieka.
Gratuluję więc, że nie zrobiła pani tego, co chce pani umożliwić innym kobietom.
Dziękuję też za napisanie tego tekstu. Trudno trafić na równie śmiałą i równie beznadziejną szarżę przeciw ludzkiemu życiu. Dzięki temu jaśniej widać, jak miałkie są poglądy aborcjonistów.
Ale że to poszło w „naTemat”? Mimo wszystko czegoś takiego się nie spodziewałem.
Franciszek Kucharczak