W piątek w wieku 74 lat zmarł wybitny poeta Seamus Heaney. Po śmierci przyjaciela - Czesława Miłosza, napisał tekst pod tytułem „Umarł stary król”. Sam był królem poezji irlandzkiej.
30.08.2013 23:26 GOSC.PL
Poznałam go osobiście właśnie po uroczystościach pogrzebowych Miłosza. Szedł z moimi nastoletnimi jeszcze synami z poczęstunku w Centrum Sztuki Japońskiej. Kiedy się spotkaliśmy, trochę żartem zapytałam, czy wiedzą, że spacerują po Krakowie z Noblistą. Przyznali, że nie powiedział im, kim jest, tylko po prostu razem wyszli ze stypy, na co Heaney wybuchnął śmiechem: „To nie moja wina, że dostałem Nobla”. I jakby w ramach rekompensaty za zmieszanie swoich młodych interlokutorów zaprosił nas na kawę do knajpki na rynku. Jak mówili jego przyjaciele taki właśnie był – bezpośredni, życzliwy, naturalny, z poczuciem humoru. Zapamiętałam to pierwsze spotkanie, kiedy wysoki, z siwymi włosami i w białej, lnianej koszuli, królował na krakowskim rynku swoim wyjątkowym wyglądem.
Na co dzień królował mocą swoich wierszy. Poznawałam je podczas Festiwali Poetyckich im. Miłosza w Krakowie i z przekładanych na język polski tomików. Tak jak Miłosz zwracał uwagę na szczegół.
- Lubię słowa, które dążą jednocześnie w dwóch kierunkach, zarazem otwierają się szeroko i skupiają na szczególe – mówił podczas jednego ze spotkań autorskich w Polsce, gdzie przyjeżdżał na promocje swoich książek siedem razy.
W wierszach opisywał historię swojej wiejskiej rodziny (urodził się w 1939 jako najstarsze z dziewięciorga dzieci Margaret Kathleen i Patricka Heaneyów na rodzinnej farmie o nazwie Mossbawn, w hrabstwie Londonderry w Irlandii Północnej, trzydzieści mil na północny zachód od Belfastu), wiejskie dzieciństwo, chodzenie do kościoła i wiarę w Boga. W przejmujących elegiach ocalał bliskich i odchodzące z nimi otoczenie. Nie raz powtarzał, że to co robi, jest tylko kontynuacją pracy, którą wykonywali jego ojciec i dziadek, kopiąc ziemniaki. Tyle że on zamiast łopaty ma pióro. Już po Noblu zagadnięty czy są pytania, na które znalazł dobre odpowiedzi, odparł, że właściwie nie ma żadnej mądrości, którą mógłby się podzielić. Mądrość Heanyea znajdziemy w jego wierszach i esejach.
Kiedy dowiedziałam się, że umarł, przypomniał mi się jego wiersz „In memoriał M.K.H”, będący pożegnaniem z matką. Poeta w prosty sposób, poprzez opis najzwyklejszych domowych czynności, które kiedyś wspólnie wykonywali, celebruje ból rozstania. Okazuje czułość stale obecnej w strofach matce:
„Kiedy wszyscy inni poszli na mszę.
Teraz już sami, obieraliśmy kartofle
Cisza, spadały po jednym
Jak krople ołowiu z lutownicy.
Rodzaj ulgi, że nasze wspólne
Tak błyszczą w wiadrze z czystą wodą.
Za każdym razem przyjemny drobny plusk
Dawał znać, że drugi pracuje.
Kiedy więc ksiądz u wezgłowia
Mamrotał modlitwy za konających
I jedni wtórowali, inni płakali,
Ja przypomniałem sobie jej głowę
Schyloną ku mojej i jej oddech
Mieszający się z moim i zwinne nożyki
Nigdy nie byliśmy potem tak blisko.”
Dziś odnajdziemy bliskość z Poetą, schylając głowy nad kartkami jego wierszy.
Barbara Gruszka-Zych