Oświęcim. Odeszła w wieku 94 lat – a jednak dla tylu ludzi za wcześnie. Całe jej życie było katechezą: taką lekcją, która pomagała ludziom spotkać żywego Boga.
Dlatego tylu zapłakało, gdy Antonina Małysiak odeszła. Drobniutka, krucha, a przecież była w tej delikatnej postaci gigantyczna siła Bożego ducha. – Miała pani szczęście, że ją pani poznała – rzuca jedna z jej uczennic. To prawda… Pocztówka z życzeniami Trafiłam do niej właśnie przez jej uczennice. Pisałam o ich dobrej pracy dla ludzi, a kiedy już się żegnałam, usłyszałam: – Musi pani jeszcze koniecznie poznać naszą Panią Katechetkę! – tak o Antoninie Małysiak mówili wszyscy. Próbowałam się bronić, bo przecież wzywały inne pilne tematy. A kiedy trafiłam w końcu do maleńkiego, skromnego mieszkanka w górniczym osiedlu w Brzeszczach, tej pierwszej rozmowy nie umiałam zakończyć. I wracałam, zawsze z poczuciem niedosytu, że jestem za krótko, za rzadko… – Miała w sobie takie ciepło, że każdy chciał chociaż na chwilę pobyć z nią bliżej. Wszyscy milkli, jak do niej przychodzili. Ona zawsze miała nam tyle do powiedzenia i zawsze było w tym tyle życiowej mądrości – przyznaje Anna Kraus z Oświęcimia, uczennica i przyjaciółka pani Antoniny. W jednej z ostatnich kartek świątecznych Babcia Tosia, jak z radością pozwalała mi się nazywać, życzyła, abym miała siły siać dobre słowa i wskazówki do życia. „Bo każdy dobry czyn daje radość” – pisała. Dziś te słowa są testamentem, który chcę wypełnić jej słowami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Alina Świeży-Sobel