Rak zajął 2/3 wątroby oraz węzły chłonne. A teraz go nie ma - donosi „Nasz Dziennik”.
Bohaterem tej historii jest Stanisław Kuma - Polak mieszkający w Szwecji. Zachorował w 2012 roku. Badania w szpitalu w Sundsvall wykazały, że choroba jest już tak rozległa, że nie ma szans na wyleczenie.
Chory pojechał modlić się o uzdrowienie w Sokółce, gdy miał miejsce cud eucharystyczny. Poczuł tam coś dziwnego: - W lewym boku, gdzie była rana, czułem, jak gdyby ktoś przyłożył mi ciepły okład. Po chwili usłyszałem dobiegającą do moich uszu zza okna melodię ’Kiedy ranne wstają zorze’. Leżałem cały czas bez ruchu, melodia się skończyła i w tym samym momencie to dziwne uczucie znikło. Ja i żona ubraliśmy się i poszliśmy do kościoła zamówić Mszę Świętą. Zaraz potem ukląkłem przed Cudowną Hostią i znów poczułem w lewym boku, jakby ktoś mi przyłożył ciepły kompres, lecz mniej intensywny… Nie potrafiłem wypowiedzieć ani słowa, tylko łzy mi leciały”.
Potem była spowiedź, Msza i adoracja. „To była najpiękniejsza adoracja w moim życiu, mogłem teraz umrzeć lub żyć, nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Byłem szczęśliwy” - wyznał mężczyzna.
Modlitwa trwała też po powrocie do domu. Potem wykonano badanie tomograficzne. Wyniki przekazała mu córka, która jest lekarzem: „Tatuś, nie ma śladu po chorobie, ani na wątrobie, ani na węzłach chłonnych”. Lekarze nie potrafią wyjaśnić, w jaki sposób nowotwór zniknął.
jdud /naszdziennik.pl