Po co przewodniczący niemieckiego Episkopatu wypowiada się o euro?
12.08.2013 15:04 GOSC.PL
Wyobraźmy sobie, że abp Józef Michalik mówi przed wyborami np. o Polskim Stronnictwie Ludowym, iż „ma nadzieję, że jest to tylko grupa nostalgików, którzy nie wejdą do parlamentu”. Zaraz rozległyby się głosy potępienia, zarzuty o niszczenie demokracji, mieszanie się Kościoła do polityki. I słusznie – dopóki nie chodzi o ugrupowania prezentujące program jawnie antychrześcijański, przed którymi wiernych trzeba zwyczajnie ostrzec, hierarchowie nie powinni formułować ostrych wypowiedzi na temat stronnictw politycznych.
Tę granicę przekroczył niedawno przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec, abp Robert Zollitsch. Profesorska partia Alternatywa dla Niemiec (AfD), wobec której duchowny użył zacytowane przeze mnie słowa, to nie partia neonazistowska czy postkomunistyczna. Jest zagrożeniem dla „porządku wolnościowo-demokratycznego”, jakim chlubi się RFN, w tym samym stopniu, w jakim PSL jest zagrożeniem dla polskiego porządku konstytucyjnego. Na wejście do Bundestagu szanse ma mizerne, więc duchowny może spać spokojnie. Jedyną winą AfD jest sprzeciw wobec waluty euro – grzech niewybaczalny w oczach niemieckiego hierarchy.
Abp Zollitsch uważa bowiem, że „dla euro nie ma alternatywy. Ono zmusza nas do zbliżania się do siebie”. Arcybiskup Fryburga nie chce też „powrotu do państw narodowych”. Póki co Unia Europejska nie jest państwem federalnym, więc ewidentny błąd merytoryczny zawarty w drugiej wypowiedzi przemilczę. Ciekawsza jest pierwsza wypowiedź. Potwierdzająca fakt, iż euro w pierwszej kolejności nie jest projektem ekonomicznym, a głównie ideologicznym i politycznym. Ma być jednym z narzędzi tworzenia jednego europejskiego państwa i europejskiego narodu – czego twórcy tej waluty nigdy nie ukrywali.
Niestety, kilkunastoletnia historia euro pokazuje, że pomysł ten spalił na panewce. Okazało się, że poszczególne gospodarki zbytnio się od siebie różnią, by wspólna dla wszystkich waluta się sprawdziła. Jej wprowadzenie nie zmniejszyło różnic między poszczególnymi gospodarkami i dobrobytem społeczeństw, a wręcz je powiększyło. Euro nie oddziałuje też integrująco na narody Europy: wręcz przeciwnie, jego klęska rozbudza ksenofobiczne nastroje. By się o tym przekonać, wystarczy być Niemcem i pojechać na wakacje do Grecji.
Nie potrafię znaleźć jakiegokolwiek ewangelicznego uzasadnienia dla tej radykalnej obrony euro ze strony katolickiego hierarchy. AfD pisze do arcybiskupa, że „Europa nie jest przymusową jednością walutową, ale wspólnotą w wolności, która opiera się na tożsamości chrześcijańskiej cywilizacji zachodniej”. Trudno się z tymi słowami nie zgodzić.
Stefan Sękowski