W Hiroszimie około 50 tysięcy ludzi uczciło we wtorek rano czasu lokalnego pamięć tysięcy ofiar amerykańskiej bomby atomowej, zrzuconej na to japońskie miasto 68 lat temu.
Pamięć ofiar uczczono m.in. minutą ciszy. Wśród uczestników ceremonii byli przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego ONZ Vuk Jeremić i amerykański reżyser Oliver Stone, twórca serialu dokumentalnego o atakach jądrowych na Hiroszimę i Nagasaki.
Szef japońskiego rządu Shinzo Abe powiedział, że Japonia, która jako jedyny kraj na świecie stał się ofiarą broni atomowej, ma obowiązek dążyć do jej likwidacji.
Tegoroczne uroczystości zbiegły się z zapowiedziami rządu w Tokio, który chce ponownego uruchomienia siłowni jądrowych, zamkniętych ponad dwa lata temu po katastrofie w elektrowni atomowej Fukushima.
W swym wystąpieniu burmistrz Hiroszimy Kazumi Matsui ostro skrytykował plany rządu. "Apelujemy do władz w Tokio, by jak najszybciej opracowały i wdrożyły odpowiedzialną politykę energetyczną, której priorytetem będzie bezpieczeństwo ludzi" - powiedział Matsui. Tak jak premier Abe apelował o całkowite rozbrojenie jądrowe na świecie.
6 sierpnia 1945 roku USA zrzuciły na Hiroszimę bombę atomową, po raz pierwszy używając broni jądrowej. Zrzucona przez amerykańską superfortecę B-29 bomba eksplodowała na wysokości około 600 metrów. Wybuch był równoważny z detonacją 20 tysięcy ton trotylu, ale - w przeciwieństwie do eksplozji chemicznej - towarzyszyło mu dodatkowo zabójcze promieniowanie jonizujące.
Trzy dni po ataku na Hiroszimę Amerykanie zrzucili drugą bombę atomową na Nagasaki. Większość zabudowy obu miast legła w gruzach.
Trudno dokładnie ustalić, ile ofiar śmiertelnych pociągnęły za sobą te ataki. W Hiroszimie zginęło bezpośrednio po zrzuceniu bomby ponad 70 tysięcy ludzi, ale do końca 1945 roku liczba ofiar śmiertelnych w tym mieście wzrosła do 140 tysięcy. Bomba zrzucona na Nagasaki spowodowała bezpośrednio śmierć 70-80 tysięcy ludzi. Tragiczne żniwo tych wydarzeń powiększa się z roku na rok na skutek choroby popromiennej.