Kapłanowi powinno zawsze zależeć na duchowym dobru każdego napotkanego człowieka, a jeśli tak, to powinien, w miarę możliwości jasno mówić o dobru i złu.
Gdy kilka dni temu dowiedziałem się, że organizatorzy Przystanku Woodstock zaprosili do tzw. Akademii Sztuk Przepięknych Księdza, byłego redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, pomyślałem, że musi Księdzu nie brakować odwagi, niezbędnej do tego, by mówić do młodych ludzi, którzy świat wartości chrześcijańskich odbierają w nieco inny sposób, niż ich rówieśnicy podczas ostatnich Światowych Dni Młodzieży. Choć wydaje się pewne, że i do takiego gremium można próbować mówić o Ewangelii. Trzeba tylko być osobą znaną, medialną, inteligentną, błyskotliwą, ale – co chyba najważniejsze – chcącą przede wszystkim duchowego dobra tych, przed którymi się stanie.
Nie wątpiłem w to, że Ksiądz potrafi unieść ciężar takich wyzwań. A jednak się w dużym stopniu zawiodłem. Mój optymizm pękł jak bańka mydlana, gdy na portalu internetowym, relacjonującym na żywo spotkanie Księdza z młodzieżą, pojawiały się kolejne cytaty. Zrobiło mi się smutno na duszy, gdy przeczytałem, że ks. Redaktor „niczego nie żałuje z całej historii z Nergalem”, co więcej, uważa, że to „miły, spokojny człowiek”. Nie wiem, co siedzi w myślach i duszy kogoś, kto mówi takie słowa. Boli mnie, że ks. Redaktor nie wykorzystał okazji (która może nigdy więcej się nie powtórzy), aby powiedzieć publicznie jasno i bez dwuznaczności, że podarcie Pisma Świętego i nazwanie go g…nem jest złem.
W zamian za to młodzież usłyszała wywód o tym, że sprawca tego czynu jest kulturalnym, sympatycznym panem i że to ludzie w Kościele żyją w strachu. Że to chrześcijanie „zrobili z Nergala diabła, niemal satanistę. Wzywali do wojny religijnej z tym rodzajem muzyki. Kościół zaczął egzorcyzmować show-biznes, to nieporozumienie. To dzieli ludzi i odstrasza (…)”. Stwierdził też Ksiądz, że „diabelskość Nergala to diabelskość z jasełek. Nie ma w nim nic diabolicznego. To miły, spokojny, mądry człowiek. Diabeł się dobrze sprzedaje w tej formie, to ją Nergal wybrał. Diabeł zupełnie innymi drzwiami wchodzi, niż przez Behemotha. Na litość Boską, schowajcie te stosy, armaty. Zostawcie Nergala w spokoju (…)”.
Księże Redaktorze, dla każdego chrześcijanina – a tym bardziej kapłana – Pismo Święte to świętość. To nie taka sobie książka, lecz to list kochającego Boga do ludzi, których chce obdarzyć swoja miłością. To list w którym mówi On jak bardzo nas, grzeszników, kocha, i to miłością niezmienną. Dla mnie ten tekst ma wielką wartość, więc każdy, kto traktuje go tak, jak Adam Darski podczas owego niechlubnego koncertu, zadaje mi duchowy ból. Czyn Nergala – choćby był pokrętnie motywowany przez niego ekspresją artystyczną – jest dowodem jego nietolerancji wobec Chrześcijan i Żydów, dla których Biblia to księga święta.
Dlaczego wiec ks. Redaktor nie powiedział na Woodstocku o nietolerancji wobec chrześcijan? A była ku temu taka wspaniała okazja! A może Ksiądz nie widzi w tym żadnego problemu? Jeśli pojechał tam Ksiądz jako duchowny, to może należało się zatroszczyć o to, by Adam Darski wreszcie zrozumiał, że jego czyn był złem! Jeśli tego nadal od Księdza nie usłyszał, to wciąż jest przekonany, że nic nagannego się nie stało.
Kapłanowi powinno zawsze zależeć na duchowym dobru każdego napotkanego człowieka, a jeśli tak, to powinien, w miarę możliwości jasno mówić o dobru i złu. To coś podobnego do pracy lekarza. Złym byłby lekarz, który widziałby u pacjenta chorobę, ale nie mówił mu o niej i nie podejmował leczenia, by nie psuć mu dobrego samopoczucia.
W trakcie spotkania padło wiele ważnych pytań i wiele ważnych oraz cennych Księdza odpowiedzi. Temu nie mam zamiaru zaprzeczyć. Ale całość pozytywnego obrazu została zakłócona przez dziwną w ustach kapłana odpowiedź na pytanie: Co Ksiądz przyjechał tutaj zaoferować? Zmroziła mnie Księdza odpowiedź: „Nic nie przyjechałem zaoferować. Róbta, co chceta”! Czy naprawdę kapłan nie ma nic do zaoferowania młodzieży? Codziennie w jego rękach urzeczywistnia się największa oferta – Chrystus, żywy i obecny. I to jest nic?! Być może na takie świadectwo czekały tam zagubione „Woodstockowe dusze”. W zamian za to usłyszały „róbta co chceta” – zbanalizowaną, żeby nie powiedzieć prostacką wersję słów św. Augustyna: „Kochaj, i czyń, co chcesz”. Tyle, że święty, pisząc te słowa, wyjaśnił, że kto kocha prawdziwie Boga, ten nie może czynić zła.
„Róbta co chceta” brzmi więc jak hasło ze sztandarów hedonistów…
P.S. O sile oddziaływania muzyki, którą gra „Behemot” i zachowań pana Darskiego, nazywającego „Biblię” g…m, niech świadczy także to, że domniemany podpalacz krakowskiego kościoła na Woli Justowskiej, ujęty niedawno przez policję, był fanem blackmetalowego norweskiego zespołu. Jego lider też dopuszczał się „dziwnych” zachowań. W końcu został osadzony w więzieniu za to, że podpalał luterańskie świątynie…
Ks. Ireneusz Okarmus
„Gość Niedzielny”