Centralność osoby Jezusa Chrystusa w życiu i działaniu jezuity oraz stały punkt odniesienia w postaci Kościoła podkreślił Franciszek podczas porannej Mszy św. 31 lipca - w liturgiczne wspomnienie św. Ignacego Loyoli.
Stała się ona dlań okazją do spotkania ze współbraćmi zakonnymi i ich współpracownikami. Msza była sprawowana w rzymskim kościele Imienia Jezus, w którym spoczywa założyciel Towarzystwa Jezusowego. Wśród licznie przybyłych jezuitów nie zabrakło ich przełożonego generalnego o. Adolfo Nicolasa, który powitał Ojca Świętego, oraz jego asystentów. Pierwszy papież - jezuita nawiązał w homilii do nazwy zakonu, która nosi w sobie charakterystyczny rys doświadczenia Zbawiciela, wyniesiony z Ćwiczeń Duchowych św. Ignacego. Jezus stanowi stały punkt odniesienia nie tylko dla osobistego życia duchowego, ale także dla apostolskiego działania. „Gdy jakiś jezuita stawia w centrum samego siebie, błądzi” – zaznaczył papież.
„Centralnemu miejscu Chrystusa odpowiada z drugiej strony centralność Kościoła. Są to jakby dwa ogniska, których nie można rozdzielać. Nie mogę naśladować Chrystusa inaczej, jak tylko w Kościele i wraz z nim. Także w tym przypadku my, jezuici i całe Towarzystwo, nie jesteśmy w centrum, jesteśmy, by tak rzec, «przesunięci», jesteśmy w służbie Chrystusa i Kościoła, Oblubienicy Chrystusa Pana naszego, a jest nią nasza święta Matka – Kościół Hierarchiczny (por. CD 353). Być ludźmi zakorzenionymi i utwierdzonymi w Kościele – takimi nas chce Jezus. Nie może być dróg alternatywnych czy odrębnych. Owszem, drogi poszukiwań, drogi twórcze – to jest ważne, bo trzeba iść ku peryferiom, których jest tak wiele. Do tego potrzebna jest kreatywność, ale zawsze we wspólnocie, w Kościele, wraz z tym uczestnictwem, które daje odwagę, by iść naprzód. Służyć Chrystusowi znaczy miłować ten konkretny Kościół i służyć mu wielkodusznie w duchu posłuszeństwa” – powiedział papież.
Wyjaśnił, że ową podwójną centralnością można żyć jedynie wtedy, gdy, jak powiada św. Paweł, zostaniemy zdobyci przez Chrystusa. Tego doświadczył również św. Ignacy Loyola, a oznaczało to drogę własnego poszukiwania, na której końcu odkrywamy, że to nie tyle my znajdujemy Jezusa, co On nas. To rodzi więź z Nim i pragnienie służby, także w trudach, cierpieniu i prześladowaniu - podkreślił mówca.
Zauważył przy tym, że taka duchowa droga musi przechodzić również przez doświadczenie własnej słabości, grzeszności. W takim kontekście św. Ignacy zaleca prośbę o łaskę wstydu i łez nad popełnionym złem, której celem jest osiągnięcie pokory dla budowania Królestwa Bożego mocą łaski, a nie realizowania własnych pomysłów.
„Lubię rozmyślać o schyłku życia jezuity, o jego odchodzeniu. Przychodzą mi wówczas na myśl dwie ikony owego zmierzchu przychodzącego na jezuitę. Pierwsza to klasyczny obraz św. Franciszka Ksawerego spoglądającego ku Chinom. W sztuce i literaturze mamy wiele ujęć tego odejścia Ksawerego. Mamy tu koniec, bez czegokolwiek, ale przed Panem. Bardzo lubię o tym rozmyślać. Drugi schyłek i jego ikona, która przychodzi mi na myśl, to odchodzenie o. Pedro Arrupe. Podczas swojej ostatniej wizyty w obozie dla uchodźców mówił nam, jakby to był jego łabędzi śpiew: «Módlcie się». Modlitwa, zjednoczenie z Jezusem. A powiedziawszy to, wsiadł w samolot i wrócił do Rzymu z wylewem, który rozpoczął jego tak długie i wzorowe odchodzenie. Warto spojrzeć na te dwie ikony dwóch zachodów i powracać do nich. I trzeba nam prosić o łaskę, by także nasz zmierzch był taki, jak ich” – dodał Ojciec Święty.
Na zakończenie życzył swym współbraciom zakonnym, aby Maryja - Ta, która "nosiła Chrystusa w swym łonie i towarzyszyła pierwszym krokom Kościoła", pomagała nam zawsze stawiać w centrum życia i naszej posługi Chrystusa i Jego Kościół oraz aby "naszej drodze towarzyszyło ojcowskie wstawiennictwo św. Ignacego i wszystkich świętych jezuitów, którzy nadal uczą nas czynić wszystko ad maiorem Dei gloriam".