Od miesięcy prasa w Izraelu spekulowała na temat wyników środowych wyborów na stanowiska aszkenazyjskiego i sefaradyjskiego naczelnego rabina Izraela. O obydwie posady ubiegali się przedstawiciele dwóch konkurencyjnych nurtów - ultraortodoksyjnego i religijnego syjonizmu.
Wybory wygrali ultraortodoksyjni rabini, synowie poprzednich naczelnych rabinów Izraela. Aszekanazyjskim rabinem został Dawid Lau - dotychczasowy naczelny rabin miasta Modiin, a sefaradyjskim Icchak Josef - syn duchowego przywódcy Sefardyjskiej Partii Strażników Tory (Szas), Owadiji Josefa.
Komentatorzy zwracają uwagę, że zarówno Lau jak i Josef są bardzo konserwatywni i nie należy liczyć na zmiany w instytucji rabinatu. Ich konkurenci za to zapowiadali sporo reform, stąd zacięty walka o stanowiska.
Lau i Josef będą przewodzić instytucji Naczelnego Rabinatu Izraela, która sprawuje kontrolę nad żydowskimi ślubami, rozwodami, konwersjami, miejscami kultu i wydawaniem certyfikatów o koszerności.
Głównym konkurentem, wywołującym sporo zamieszania w mediach, o stanowisko aszkenazyjskiego naczelnego rabina był religijny syjonista Dawid Staw - współzałożyciel organizacji domagającej się unowocześnienia instytucji rabinatu Cohar.
Dziergana kipa przykrywająca jego głowę zamiast czarnego kapelusza jest jedną z kilku różnic dzielących ultraortodoksów i religijnych syjonistów. Staw m.in. chciał otworzyć instytucje rabinatu na dialog z resztą izraelskiego społeczeństwa, odebrać rabinatowi monopol na wydawanie certyfikatów koszerności i uprościć biurokratyczne przepisy, szczególnie te dotyczące zawierania małżeństwa.
Organizacja Cohar, którą Staw współzakładał, pomagała młodym parom w zawarciu ślubu; przez ostatnie 18 lat doprowadzili do zawarcia 40 tys. małżeństw. Jednym z problemów, na które trafiają młode pary, mogą być wątpliwości co do żydowskiego pochodzenia jednego z małżonków. To Cohar rozwinęła program badań genealogicznych.
Duchowy przywódca ultraortodoksyjnej partii Szas, Owadija Josef, uznał Stawa za osobę "niebezpieczną dla judaizmu".
Jednak dla krytyków instytucji rabinatu zmiany proponowane przez Stawa to za mało. Wielu Izraelczyków domaga się wprowadzenia instytucji ślubów cywilnych. Ci, którzy nie chcą zawierać ślubu przez instytucje religijne, decydują się na ślub cywilny poza granicami Izraela. Z danych izraelskiego Centralnego Biura Statystycznego wynika, że blisko jedna trzecia par zdecydowała się na tę opcję w 2010 roku.
W konkursie na sefaradyjskiego naczelnego rabina również nie zabrakło kontrowersji. Kandydatura religijnego syjonisty Szmuela Elijahu trafiła pod obrady izraelskiego Sądu Najwyższego. Członek lewicowej partii Merec chciał zdyskwalifikowania Elijahu za jego rasistowskie i homofobiczne wypowiedzi. Trybunał uznał jednak, że dopóki Elijahu nie sprawuje funkcji naczelnego rabina, nie ma problemu.
Elijahu miał polityczne wsparcie narodowo-religijnych partii: Izrael Nasz Dom i Żydowski Dom, obecnych w rządzie. Zwycięstwo Icchaka Josefa umocniło partie ultraortodoksyjne, których pozycja zachwiała się w lutym, gdy po raz pierwszy od lat zostały wykluczone z udziału w koalicji rządowej.
Konflikt między religijnym syjonizmem a ultraortodoksyjnym judaizmem jest tym ostrzejszy, że w Knesecie pierwsze czytanie właśnie przeszedł projekt ustawy obejmującej obowiązkiem służby wojskowej ultraortodoksyjnych studentów szkół religijnych, dotychczas wyłączonych z poboru. Projekt wspierają religijni syjoniści w parlamencie.
Instytucja rabinatu wywołuje krytykę w izraelskim społeczeństwie nie tylko ze względu na śluby. Przewodnicząca partii Merec, Zahawa Gal-On, nazwała Naczelny Rabinat organizacją "skorumpowaną", "nepotystyczną", "promującą homofobię i wykluczenie kobiet, czemu żaden z kandydatów nie zamierzał przeciwdziałać" - cytował ją dziennik "Jerusalem Post".
Gal-On wyraziła też powszechny wśród lewicy sentyment, wzywający do obalenia rabinatu i rozdzielenia państwa od religii.