Widzę was nie jako ludzi, tylko jako cienie – mówi Dominika Putyra. Siedzimy wśród kwiatów jej ogrodu z widokiem na Skrzyczne. A ona sama jak najładniejszy kwiat. W świetnie dobranej bluzce, którą sama kupiła. – Była miła w dotyku – wyjaśnia.
Śnieg fantastycznie skrzypi, trawy nie słychać, ale czuć – objaśnia. – A jak pachnie! W snach przychodzą do mnie ludzie z twarzami. W rzeczywistości tylko je przeczuwam. Wyobraźcie sobie, jakby ktoś przyłożył wam do oczu 30 przezroczystych okładek z folii. Straciła wzrok pod koniec liceum. Choć lekarz rozpoznał zespół Stargardta, już kiedy miała dwa latka. Mama – lekarz pediatra – poszła z nią na wizytę, a okulista drobnym druczkiem zapisał w karcie rozpoznanie, nie informując jej. Wiedział, że i tak nic się nie da zrobić. To choroba genetyczna, na skutek której zamierają komórki siatkówki oka. Uaktywnia się i rozwija w okresie dojrzewania i niszczy oko, na ile może, aż do końca jego trwania. Dziś Dominika ma 28 lat i chodzi z białą laską. Rozsuwa ją na długość 160 cm jak czarodziejską różdżkę, za pomocą której poznaje otoczenie. Złożona mierzy 30 cm i można ją schować do torebki. – Taka wytrzymalsza jest z włókien szklanych i kosztuje 25 dolarów – informuje. Określenie różdżka zamiast laska bardziej pasuje do przedmiotu, który pomaga jej w poruszaniu się. Dominika ma ogromną fantazję. W dzieciństwie z papierka po cukierku potrafiła wyczarować lalkę, a z bohaterami ulubionych powieści, takimi jak Tomek Wilmowski, rozmawiała godzinami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych