Abp Henryk Hoser sprostowuje oszczerstwa publikowane przez „Newsweek” na jego temat. Przeciwstawia się też kłamliwej kampanii jakoby Kościół był bierny wobec w ludobójstwa w Rwandzie. Tłumaczy ponadto, że nigdy nie groził ekskomuniką za in vitro.
Kiedy Ksiądz Arcybiskup powrócił do Rwandy i co tam zastał?
- W lipcu 1994 r. wezwano mnie z Polski do Watykanu, by powierzyć mi funkcję wizytatora apostolskiego. Kiedy przyjechałem do Rwandy 5 sierpnia, ofensywa FPR już się zakończyła. Jednak jej ślady były świeże i widoczne, a trupy niekiedy jeszcze nie były pogrzebane.
Funkcja wizytatora apostolskiego jest ze swej istoty krótka. W moim przypadku trwała ona półtora roku do 4 marca 1996 r. Zakończyła się kiedy Ojciec Święty mianował nuncjuszem apostolskim w Rwandzie abp. Juliusza Janusza, też Polaka. W czasie mojej misji wizytatora przygotowałem dla Stolicy Apostolskiej 24 raporty opisujące sytuację w Rwandzie w czasie bezpośrednio po zakończeniu wojny domowej. Przez pierwszy okres towarzyszył mi inny watykański dyplomata w randze chargé d'affaires, ksiądz wietnamskiego pochodzenia, Pierre Nguyen Van Tot. Dziś jest on nuncjuszem w Costa Rica.
Moim zadaniem była przede wszystkim pomoc miejscowemu Kościołowi i episkopatowi w powrocie do normalnego życia. Chodziło o pomoc w odbudowie życia kościelnego po stratach, jakiego Kościół doznał podczas ludobójstwa. Dużo podróżowałem po całym kraju. Musiałem mianować administratorów dla tych diecezji, które zostały pozbawione swych pasterzy. Wiele wysiłku i uwagi poświęcałem kontaktom i organizowaniu opieki nad tymi Rwandyjczykami, którzy jako uciekinierzy byli zagranicą. Chodziło m. in. o zapewnienie im opieki duszpasterskiej, charytatywnej, itd. Pomagały w tym różne międzynarodowe organizacje, które po ludobójstwie bardzo się uaktywniły. Świadczyły pomoc w obozach dla uchodźców w Zairze, gdzie przybywał 1 mln uciekinierów czy Tanzanii, gdzie został zorganizowany obóz dla prawie pół miliona ludzi. Były to chyba jedne z największych obozów w historii, jakie kiedykolwiek istniały. Do moich obowiązków należało też z tego względu utrzymywanie kontaktów z Kościołem w sąsiednich krajach: Zairze, Burundi i Tanzanii.
Natomiast ks. Nguyen Van Tot zajmował się relacjami z rwandyjskim państwem. Niekiedy i ja kontaktowałem się z nowym rządem.
W momencie kiedy przyjechał Ksiądz Arcybiskup, w Rwandzie nie było żadnego biskupa?
- Było dwóch. Trzech biskupów rwandyjskich (prawie połowa episkopatu) zostało zamordowanych przez FPR w czerwcu 1994 r.
Udało się sprowadzić do Rwandy tych, którzy wyemigrowali. Jeden z nich gdy wrócił został zamordowany w 1996 r. (Bp. Phocas Nikwigize, ordynariusz diecezji Ruhengeri). Aresztowano go na granicy, a następnie zabito, ale rząd do dziś nie podał na ten temat żadnych szczegółów.
Proszę wyjaśnić jak zachowywał się Kościół w Rwandzie w czasie ludobójstwa, gdyż to właśnie przeciwko niemu kierowane są zarzuty bierności, milczenia, a nawet współudziału w zbrodni? Teraz powtarza je polski "Newsweek".
- Kościół w Rwandzie był wielkim poszkodowanym. Stracił nie tylko czterech biskupów ale i 150 księży, czyli około jedną czwartą duchowieństwa. Poniosło śmierć także ok. 140 sióstr zakonnych, nie mówiąc już o kilkuset tysiącach wiernych świeckich. Byli to zarówno Hutu jak i Tutsi.
Należy przypomnieć, że Kościół w Rwandzie - podczas wcześniejszej, czteroletniej wojny domowej - podejmował heroiczne wysiłki celem zatrzymania dalszej eskalacji konfliktu. Byłem tego świadkiem i uczestnikiem. Organizowane były liczne sesje " non-violence". Szkolono ludzi, aby nie reagowali przemocą na przemoc, ale by potrafili w sposób pokojowy rozwiązywać konflikty. Kursy te prowadzili zarówno księża jak i świeccy.
Kościół podejmował także próby mediacji pomiędzy powaśnionymi stronami konfliktu. Organizował m. in. spotkania młodzieży z Rwandy i z Ugandy, żeby Tutsi z diaspory i Hutu mogli się poznać i nawiązać bezpośrednie, międzyludzkie relacje. Dowodem na to jest m. in. duży zbiór dokumentów i listów pasterskich rwandyjskich biskupów, wydany już po ludobójstwie. Książka ta liczy kilkaset stron i obejmuje dokumenty z lat 1990 - 94. Jest dowodem na to, że Kościół w swym nauczaniu zdecydowanie występował przeciwko wojnie jak i ludobójstwu. Natomiast w momencie kiedy rozpoczęły się masowe mordy, komunikacja była niemożliwa ale ukazywały się krótkie apele. W kolejnych latach Kościół bardzo silnie włączył się w próby tworzenia fundamentów pod pojednanie, starając się zbliżyć zwaśnione strony. I znowuż jest bogata dokumentacja na ten temat.