Przyszłość Egiptu jest jeszcze mniej pewna niż rok temu. Po obaleniu przez armię prezydenta Mursiego kraj może pogrążyć się w długoletniej wojnie domowej.
Rządy niezgody narodowej
Napięcie przed i po obaleniu Mursiego nie wróży dobrze najbliższej przyszłości Egiptu. Spora część antyprezydenckich demonstrantów, jeszcze przed odsunięciem Mursiego przez wojsko, atakowała główną siedzibę Bractwa Muzułmańskiego. Ponadto „nieznani sprawcy” napadali na demonstrujących zwolenników prezydenta (to też były niemałe, kilkudziesięciotysięczne wiece), wśród których były ofiary śmiertelne. Po obaleniu Mursiego dochodziło do regularnych walk między zwolennikami i przeciwnikami prezydenta, w których łącznie zginęło kilkadziesiąt osób, tysiące zostało rannych. W jednej z miejscowości islamiści zabili koptyjskiego duchownego, prawdopodobnie w odpowiedzi na poparcie, jakiego udzielił wojsku papież Tawadros. Inna sprawa, że Koptowie po dojściu do władzy Bractwa Muzułmańskiego rok temu mieli sporo powodów do obaw o swój i tak nie najlepszy status społeczny. Nie wystarczały gesty Mursiego, jak zaproszenie Kopta do grona doradców prezydenckich. – Sam Mursi sprawiał wrażenie człowieka bardzo uczciwego i prawego. Jednocześnie był chyba – co zarzucała mu opozycja – marionetką w rękach kierownictwa Bractwa, które rządziło z „tylnego siedzenia” – mówi GN kairski dyplomata.
Dość kuriozalnie brzmią wezwania generałów i tymczasowych władz do stworzenia komisji zgody narodowej w ramach tzw. nowej mapy drogowej. Trudno mówić o zgodzie narodowej w sytuacji, gdy liderzy zwycięskiego rok temu ugrupowania są internowani, a prezydent odsunięty od władzy. Mursi na Facebooku już wezwał do odrzucenia zamachu stanu, a jego zwolennicy zapowiadają walkę do końca. Sama nowa koalicja, jak już powiedzieliśmy – dość egzotyczna – już zdążyła podzielić się w sprawie obsadzenia tymczasowo funkcji szefa rządu. Najpierw pojawił się komunikat, że zostanie nim wspomniany już el-Baradei, po czym w telewizji pojawiło się sprostowanie, że premiera jeszcze nie wyłoniono. Przeciwko kandydaturze prozachodniego liberała zaprotestowała bowiem partia salafitów. Warto przypomnieć, że el-Baradei po obaleniu Mubaraka deklarował chęć ubiegania się o prezydenturę. Przed zeszłorocznymi wyborami wycofał się jednak w proteście przeciw… niedemokratycznym praktykom armii, która jawnie sabotowała niezwiązanych z armią kandydatów. Teraz stał się jedną z twarzy przewrotu przygotowanego przez tę samą armię. Można przypuszczać, że nawet gdyby w najbliższym czasie został wybrany na prezydenta, armia już nie dopuści do takiej samodzielności, jaką przez parę miesięcy cieszył się Mursi – a raczej jego zaplecze polityczne. A niewykluczone również, że to sam generał as-Sisi zechce powalczyć o fotel głowy państwa. Armia z całą pewnością odzyskała w ostatnich dniach utraconą na krótko pozycję i autorytet. Może więc okazać się, że chętnych do pełni władzy faraonów jest znacznie więcej. A ponieważ to armia jest najsprawniejszą obecnie instytucją w Egipcie, jest prawdopodobne, że miliony Egipcjan z nową wiarą w nową cudotwórczą władzę zechcą powierzyć swoje losy wojskowym. Do czasu kolejnej rewolucji. Tyle tylko, że tym razem wojsko może już nie stanąć „po stronie narodu”.
Jacek Dziedzina