Organizacja Narodów Zjednoczonych przejęła w tym tygodniu z rąk Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) dowództwo nad siłami pokojowymi na północy Mali.
Od poniedziałku 6 tys. żołnierzy z krajów Afryki Zachodniej, posłanych do Mali zimą i wiosną by pomogli 4 tys. francuskich spadochroniarzy i żołnierzy Legii Cudzoziemskiej, przeszło pod dowództwo ONZ.
Docelowo wojsk pokojowych ONZ w Mali ma być dwa razy więcej, a dowodzić nimi będzie rwandyjski generał Jean Bosco Kazura. Gotowość wysłania do Afryki swoich oddziałów zgłosiły już Chiny. Po raz pierwszy od pół wieku w operacji pokojowej ONZ uczestniczyć mają także żołnierze z Liberii, w której w ostatnich latach "błękitne hełmy" strzegły pokoju po wyniszczającej, barbarzyńskiej wojnie z lat 90.
Liczące ponad 12 tys. wojska pokojowe ONZ w Mali będą trzecią najliczniejszą w historii tej organizacji współczesną, zbrojną misją pokojową. Najliczniejsze wojska ONZ to liczące blisko 25 tys. żołnierzy oddziały rozmieszczone w Demokratycznej Republice Konga oraz w sudańskim Darfurze. Po kilkanaście tysięcy liczą oddziały ONZ stacjonujące na Wybrzeżu Kości Słoniowej, a także w Południowym Sudanie.
Poza dodatkowymi oddziałami wojskom pokojowym ONZ w Mali wciąż brakuje uzbrojenia, a także śmigłowców. Mają zostać w pełni wyposażone do końca roku.
Zadaniem sił ONZ w Mali będzie dopilnowanie pokoju po trwającej ponad rok wojnie domowej. Wywołali ją w styczniu 2012 roku separatyści tuarescy, którzy wracając z libijskiej wojny ze zrabowanymi arsenałami Muammara Kadafiego, pokonali malijską armię i na północy Mali ogłosili powstanie swojego niepodległego państwa Azawad.
W czerwcu Azawad odebrali im ich wcześniejsi sprzymierzeńcy, partyzanci z saharyjskiej filii Al-Kaidy, którzy na malijskiej północy ustanowili własny kalifat. Kiedy w styczniu 2013 roku malijscy dżihadyści ruszyli na położoną na południu kraju stolicę Mali, Bamako, Francja dokonała zbrojnej inwazji i rozbiła kalifat Al-Kaidy.
Wojska ONZ mają zluzować większość francuskich oddziałów (Paryż zamierza pozostawić w Mali tysiąc żołnierzy), zabezpieczyć Mali przed atakami dżihadystów i recydywą konfliktu między Tuaregami a rządem z Mali, a przede wszystkim zapewnić spokój podczas zapowiedzianych na koniec lipca wyborów parlamentarnych i prezydenckich.
Zależy na nich głównie Francji i USA, które uważają, że sprawy w Mali nie będą miały się dobrze, dopóki władzy w Bamako nie przejmie uczciwie wybrany i reprezentujący większość obywateli rząd. Od wiosny władzę w Mali sprawują tymczasowy prezydent i rząd, powołani po zamachu stanu i obaleniu prezydenta kraju. Pod naciskiem krajów afrykańskich i Zachodu zamachowcy ustąpili, przekazując władzę tymczasowym przywódcom.
Wiele międzynarodowych organizacji, w tym ciesząca się szczególnym prestiżem brukselska Międzynarodowa Grupa Kryzysowa (ICG), przestrzega jednak, że urządzane w pośpiechu wybory mogą przynieść Mali więcej szkody niż pożytku. ICG uważa, że lepiej opóźnić je o kilka tygodni i przygotować lepiej, niżby miały odbyć się w wyznaczonym terminie, ale ich wyniki miały być kwestionowane z powodu organizacyjnych czy logistycznych niedociągnięć.
Wojciech Jagielski