„Zmartwychwstanie daje nadzieję. Zapowiada moje zmartwychwstanie. To nadzieja, że nie wszystek umrę. Pozostanie we mnie to, co niezniszczalne” – to słowa Jacentego Jędrusika, którego w czwartek pożegnali bliscy i przyjaciele.
Nie ma przesady w stwierdzeniu, że Jacentym Jędrusikiem stał chorzowski Teatr Rozrywki. On był jedną z twarzy, które – obok Marii Meyer czy Andrzeja Kowalczyka – przyciągały widzów, dawały gwarancję warsztatu aktorskiego. Jego rola w „Sweeney Toddzie”, choć karkołomna, była warta uwagi. Zresztą na deskach chorzowskiej sceny stworzył wiele niezapomnianych kreacji: Lejzora Wolfa w „Skrzypku na dachu”, Perona w „Evicie” czy Maksa Białystoka w „Producentach”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marta Sudnik-Paluch